Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Photo

Zamieszcza historie od: 17 grudnia 2015 - 5:03
Ostatnio: 17 marca 2018 - 4:08
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 125
  • Komentarzy: 43
  • Punktów za komentarze: 8
 
Gwoli wstępu: jestem głucha na lewe ucho, na prawe słyszę bardzo słabo. Mimo używania aparatów słuchowych niewiele słyszę, głównie stosuje język migowy, staram się też czytać z ruchów warg, co do najprostszych rzeczy niestety nie należy. A czasem, kiedy przebywam w tłumie ludzi, nie potrafię sobie poradzić.

Dwa i pół roku temu, kiedy miałam szesnaście lat, mój długoletni lekarz laryngolog znalazł w Niemczech lekarza, który próbował poprawić jakość słuchu osobom, które straciły go w taki sposób jak ja. Byłam zachwycona, bo wepchnął mnie prawie natychmiast na wizytę. Miałam lecieć z ojcem, bo, chociaż nie zna angielskiego, to jednak podróż samolotem jest dla mnie trudna. Nieszczęśliwie trzy dni przed lotem moja mama wylądowała w szpitalu, więc ostatecznie miałam lecieć sama. W dodatku z ostrym zapaleniem nerek, więc byłam nieźle otumaniona. O ile na polskim lotnisku nie było problemu, bo potrafię dużo zrozumieć czytając z warg i pomagając sobie resztką słuchu, to na niemieckim spotkała mnie totalna katastrofa. Lotnisko było duże, a ja zupełnie się zgubiłam. Znam angielski w piśmie, ale nie potrafię zrozumieć, kiedy ktoś do mnie mówi, więc byłam kompletnie zagubiona. Próbowałam migać do przypadkowych osób, żeby wskazały mi postój z taksówkami.
Kiedy już usiadłam zrezygnowana podszedł do mnie Niemiec.
Chłopak był starszy i rozbrajająco wesoły. Migał, bardzo dobrze migał, chociaż nie miał problemów ze słuchem. Szybko wskazał mi postój taksówek, rozbrajając przy tym poczuciem humoru, ale potem uparł się, że zawiezie mnie do mojego hotelu. Wypytywał przy tym o wszystko, lekarza, wizytę. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że wizytę mam następnego dnia o 9. Zostawił mnie w hotelu razem ze swoim numerem telefonu i adresem. Następnego dnia rano czekał przed hotelem i zawiózł mnie do lekarza, wchodząc ze mną do przechodni i pomagając na każdym kroku jak kompletnej ofierze losu. Dotrzymywał mi kroku przez następne dwa dni pobytu w Niemczech.
Szybko okazało się, że w moim przypadku uszkodzenie słuchu jest trwałe - przynajmniej do czasu większego postępu medycyny. Poznany Niemiec odwiózł mnie na lotnisko. W Polsce był trzy tygodnie później, pod koniec stycznia minie dwa lata odkąd jesteśmy razem.
Anioły istnieją, mam swojego prywatnego!

Pobierz ten tekst w formie obrazka
7 stycznia 2012, 22:35 przez cinderella (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
322
(w tym negatywnych:
4
)
plus Wspaniałe
318
Pewnego razu jechałam sobie autobusem, który zaczynał swój bieg na przedmieściach Warszawy i jechał do centrum. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach - na początku autobus był zupełnie pusty, ale w trakcie podróży przybywało ludzi. Wszyscy oczywiście jechali do końca trasy - do centrum.

No więc jadę sobie radośnie i ludzi przybywa. Od samego początku trasy stałam przy oknie, gdyż miałam jakąś większą walizkę i tak było mi wygodnie.
Mniej więcej w połowie trasy wsiadło trzech takich, co to w ślepej uliczce nawet będąc we dwóch nie chcielibyście spotkać ani jednego. Co drugie słowo to k* lub h*, tatuaże, ćwieki, itd...
Kilka przystanków dalej wsiadła dziewczyna w zaawansowanej ciąży. W środku duszno, gorąco i widać było że nie czuje się najlepiej. Miejsc siedzących oczywiście brak.

Wówczas tych trzech podeszło do dwóch gimnazjalistek radośnie sobie rozmawiających, oczywiście w pozycjach siedzących. Najpierw grzecznie i delikatnie proszą, żeby zrobiły miejsce ciężarnej. One zaś na to, że nie bo były pierwsze. I taka głupia przepychanka. W końcu ci trzej nie wytrzymali - i najpierw trochę bardziej uniesionym głosem zaczęli obrzucać dziewczyny niezbyt miłymi epitetami i stwierdzili, że kiedyś też będą w ciąży i będą na pewno chciały usiąść. One znowu w śmiech. Wówczas jeden z chłopaków dosłownie podniósł jedna z dziewczyn i wyrzucił z fotela. To samo chciał zrobić z drugą, ale się przestraszyła i sama uciekła.

No i teraz najciekawsze. Poprowadzili ciężarną za rękę na miejsce siedzące, przenieśli jej zakupy i bardzo grzecznie i uprzejmie zaczęli z nią gawędzić - wypytując o maleństwo i czy mogliby w czymś pomóc.

Naprawdę, nie należy się w życiu kierować stereotypami i uprzedzeniami.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
12 stycznia 2012, 22:51 przez misteria (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
206
(w tym negatywnych:
6
)
plus Wspaniałe
200
Moja mała siostrzyczka ma Zespół Downa.
Pewnego dnia poszłam z małą i moimi córkami na lody. Przed nami w kolejce
stała [P]ani w wieku ok. 50-60 lat. Gdy zobaczyła moją siostrę zaczęła drzeć się na mnie, że jak ja śmiem wyprowadzać takie nie wiadomo co (!) na ulicę do ludzi. Moja siostrzyczka się rozpłakała, jak i moje córki. [Pani S]przedawczyni już dawała jej loda, gdy to usłyszała.

[PS]: - Przepraszam, jak pani śmie przezywać to kochane dziecko?
[P]: - To? To nie człowiek! To gorzej niż zwierzę!
[PS]: - Jak pani tak się zachowuje to odmawiam sprzedania loda.
[P]: - Tak nie wolno! Zamkną cię! Spadam stąd! Banda idiotów!
[PS]: - A niech mnie zamkną, nie obchodzi mnie to!

Kupiłyśmy co miałyśmy kupić. Okazało się, że sprzedawczyni ma córkę z Zespołem Downa. Niestety, na drugi dzień zamknęli sklepik miłej pani...

Edytuję to opowiadanie i dodam coś od siebie. Jako admina wspaniałych. Wredna Pani. Powiem z angielska. I wish you bad luck.

Sklepik z miłą sprzedawczynią

Pobierz ten tekst w formie obrazka
18 stycznia 2012, 18:48 przez Minka (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
86
(w tym negatywnych:
3
)
plus Wspaniałe
83
Opowiem Wam historię. Historia z Pandy - placówki, której pomagamy co jakiś czas. Swego czasu do placówki tej trafiło rodzeństwo. Dziewczynka (nazwijmy ją Klaudynka) i jej młodszy braciszek. Klaudynka miała nieco ponad 6 lat. Więc wylądowała na parterze, tam gdzie dzieci starsze. Młodszy braciszek był na pierwszym piętrze. Tam, gdzie maluchy. Rodzeństwo oczywiście widzi się codziennie, tylko śpią gdzie indziej. Nadeszły święta. A w owe święta pojawił się sponsor. Sponsor kazał dzieciakom narysować swe zabawkowe marzenia. Klaudynka narysowała lalkę Barbie w sukni balowej. Pragnęła taką od zawsze. Nadszedł czas prezentów. Każde dziecko dostało swoje marzenie. Prawie każde. Bo podczas rozdawania tragedia - nie ma lalki. Klaudynka nie ma prezentu. Co robić? Słodycze jakoś udało się skompletować. Udało się wyszukać misia i został jeden samochód - dziecko zostało już zabrane do nowej rodziny. Mówią Klaudynce jaka jest sytuacja, że miś jest świetny i że będzie ją kochał. Klaudynka zrozumiała. Ale wybrała samochód. Nastało ogólne zdziwienie. Dlaczego wzięłaś samochód?
- Dla braciszka. Bo wszystkie dzieci powinny mieć Mikołaja…
Oczywiście wszyscy dookoła się poryczeli, że takie małe dziecko, a takie wielkie serce. Na tym historia się zakończyła.
Do czasu. Byłem tam montować komputer, który zawiozłem dzieciakom (historię na pewno opiszę). Usłyszałem opowiadanie. Oczywiście wzruszyłem się, poznałem Klaudynkę. Dziewczynka przepiękna - jak z obrazka. I bardzo wrażliwa. Historię opisałem mailem i wysłałem do kolegi. I ja też zapomniałem o historii.
Jak się okazało to jeszcze nie koniec. Pewnego dnia przyszedł mail od kolegi, że prosi o mój adres. Mój mail został przetłumaczony i trafił do sklepu Amazon. Jakoś w dwa tygodnie później przychodzi paczka z USA. For Klaudynka. A tam w środku dwie przepiękne Barbie z mocno limitowanej serii. Po 200 dolarów każda. Opisałem historię w sieci i ruszyła lawina dobroci. Sklepy takie jak toys4boys, AMC Wrocław, Makieciarz, modelmania i inne allegrowe zaczęły nadsyłać zabawki. Uzbierało się tego za ponad 5 000 zł. Wszystkie przekazałem dla dzieci. A Klaudynka dostała swoje marzenie. Dobro wraca. Pamiętajcie. Klaudynka i braciszek znaleźli nowy dom. Poza granicami kraju. Ich nowi rodzice są zachwyceni rodzeństwem. Niechaj im Bóg sprzyja!

Dziękuję wszystkim kolegom, koleżankom i firmom, które przyczyniły się do tego, by ta wspaniała dziewczynka uśmiechnęła się promiennie! Dziękuję też wszystkim, którzy przekazali zabawki - to była lawina dobroci!

Panda dobroć siostra

Pobierz ten tekst w formie obrazka
24 stycznia 2012, 23:42 przez Charakterek (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
259
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
259
Historia, choć niekoniecznie zapierająca dech w piersiach, jest według mnie warta opisania.

Dnia pewnego, a było to w wakacje zeszłego
roku, postanowiłam wybrać się z chłopakiem nad jeziorko by pokarmić kaczki. Ot taka nasza mała tradycja. Ustaliliśmy, że podjadę na jego osiedle i razem wsiądziemy w odpowiedni autobus. Dzień bardzo ciepły, wręcz trochę upalny, schowaliśmy się więc w cieniu drzewa niedaleko przystanku, umilając sobie czas rozmową. Ja, niższa od niego o głowę, spoglądająca się w górę śmiejąc się przy tym. On, lekko przygarbiony, wpatrujący się w dół z uśmiechem na ustach. W pewnym momencie podchodzi do nas mężczyzna, na oko lat trzydzieści, może i nawet czterdzieści, w każdym razie osoba całkowicie przez nas nieznana. Nie zwrócilibyśmy na niego większej uwagi, gdyby nie jego słowa skierowane bezsprzecznie w naszą stronę: "Pasujecie do siebie. Mam nadzieję, że będziecie mieć radosne życie. Pomodlę się za wasze szczęście." Co by nie mówić, byliśmy w dość dużym szoku po ich usłyszeniu, udało nam się jednak grzecznie podziękować owemu nieznajomemu mimowolnie uśmiechając się przy tym i tym samym zwracając mu uśmiech, który sam nam wcześniej posłał.

Do dziś kiedy sobie przypomnę o tej sytuacji zastanawiam się czy spełnił swoją obietnicę i, co ważniejsze, co go skłoniło do takich słów.

nieznajomi

Pobierz ten tekst w formie obrazka
29 stycznia 2012, 19:00 przez Toonormal (PW) | Skomentuj (1) | Do ulubionych
Głosów
63
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
63
Mój 4-letni syn często choruje, a w szczególności upodobał sobie zapadanie na choroby w trakcie weekendu.
Pewnej wrześniowej niedzieli obudził
się z 40 st. temperaturą i jak zawsze w takich przypadkach pojechałam z nim na oddział ratunkowy Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Po zbadaniu dziecka przez Panią doktor okazało się, że trzeba podać antybiotyk. Ponieważ sama wychowuję dwójkę dzieci, a jak wiadomo wrzesień jest ciężkim finansowo miesiącem, poprosiłam Panią doktor o przepisanie w miare taniego antybiotyku. I tu, jakie było moje zdziwienie, kiedy Pani doktor obdzwoniła kilka pobliskich aptek i ustaliła, w której najbliższej aptece można kupić najtaniej przepisany antybiotyk (zapłaciłam za niego 5 zł). Bardzo wzruszyło mnie zaangażowanie i zrozumienie mojej trudnej sytuacji przez Panią doktor.
Sama w mojej pracy zawodowej często bezinteresownie pomagam ludziom - teraz mam potwierdzenie, że dobro powraca.
Chciała bym serdecznie podziękować wszystkim pracownikom Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach za dobroć, profesjonalizm, zrozumienie i zaangażowanie w pracę.

Joanna

Pobierz ten tekst w formie obrazka
3 lutego 2012, 9:45 przez syndyk1 (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
138
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
138
Na Piekielnych często można przeczytać narzekania na pocztę i pocztowców. Równowaga w przyrodzie musi być, więc opowiem o naszym Listonoszu. "Nasza" poczta znajduje się 2 wsie dalej i listonosz przyjeżdża raz dziennie i przywozi, co tam ma i porcję pogody ducha oraz fantastycznego góralskiego humoru.
Kiedyś czekałam na paczkę, ale facet przyjechał bez niej, zmartwiłam się, że nie dotarła, a czekam. Listonosz powiedział, że mu przykro. Pojechał. Za 2 godziny podjeżdża: "Paczka doszła z drugim transportem, a wiedziałem, że pani czeka, to przywiozłem".
Ostatnio PP wprowadziła usługę "e-paczka". Pytam się, jak to będzie wyglądało: sms? mail? mam podjechać? Odopowiedź "A, wydziwiają! Jak coś takiego przyjdzie, to ja tradycyjnie wezmę i przywiozę".
Panie Józku, jest pan Wielki!

poczta polska

Pobierz ten tekst w formie obrazka
3 lutego 2012, 19:41 przez Anyolki (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
122
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
122
Jakieś 2 - 3 miesiące temu wracałam do domu pociągiem. Została mi na oko ostatnia godzina jazdy, a że moi współtowarzysze wysiadali na obecnej stacji, więc miałam nadzieje że zostanę sama w przedziale i będę mogła zagłębić się w lekurze. Myliłam się. Do przedziału wsiadł facet, łysy, wielki i wytatuowany (wyglądał jak stereotypowy osiedlowy "gangster"), o dziwo powiedział dzień dobry i zapytał się czy może się przysiąść. Jako, że dobra ze mnie dusza zgodziłam się. Pan zagał o coś, nic inwazyjnego i napastliwego, jakaś głupota, podziękował i zabrał się do czytania czegoś, a chwile później poszedł spać.
Na moje nieszczęście na następnej stacji wsiadło dwóch chopców, na oko jakieś 17 - 18 lat. No i zaczęło się, przechwali się swoimi podbojami i swoimi seksualnymi możliwościami, następnie skupili swoją uwagę na mnie, początkowo spokojnie starali podjąć ze mną dyskusję, ale gdy nie za bardzo reagowałam, stali się bardziej nachalni i zaczęły się niewybredne docinki - tu mała dygresja wracałam ze spotkania z ukochanym więc byłam ubrana odpowiednio do tematu wizyty.
Trochę się przeraziłam, bo jestem sama w przedziale z obcymi facetami, godzina dość późna, a najliższą stacją będzie dopiero stacja końcowa.
Jeden z chłopców przysiadł się do mnie i zaczął dość nachalnie się przysuwać i kłaść mi rękę, a to na nodze, a to na ramieniu, chłopcy zebrali się na fajkę informując mnie, że wrócą za chwile i żebym cierpliwie na nich czekała, na to obudził się łysy koks [ŁK], przebudził się i zaczął się we mnie wpatrywać, i nagle stało się coś co na dobre oduczyło mnie oceniania ludzi po wyglądzie. ŁK zapytał czy znam tych młodych i czy aby mi nie przeszkadzają, powiedziałam jak wygląda sprawa, pan powiedział że za chwile wraca. Spanikowałam bo nie widziałam o co chodzi, czy planują ze mną coś zrobić, już miałam wstać i szukać pomocy u kogoś, gdy otworzyły się drzwi przedziału i staneli w nich młodzi a za nimi ŁK, chłopcy mieli skruszony wyraz twarzy, zaczęli mnie przepraszać i co chwile zerkali na ŁK, on najwyraźniej uznał że wystarczy, bo w dość niedelikatnych słowach kazał im się oddalić i nie pokazywać na oczy.
Następnie zapytał czy wszystko ze mną ok, bo jestem cała blada i cała się trzęsę, poczęstował mnie owocami, powiedział, że jeżeli coś będę potrzebowała, to mam się nie krepować, tylko mu o tym powiedzieć, przeprosił za wulgarne słowa jakimi się posługiwał zwracając się do młodych, jeszcze raz się upewnił że wszystko jest ok i zagłębił się w lekturze. Z ciekawości zekrnęłam co czyta i troche się zdziwiłam jak okazało się że ŁK studiuje dość trudne dzieło dotyczące zjawisk w atmosferze (sama się z tego uczyłam i wiem że temat nie jest łatwy i raczej tylko dla zapaleńców). Okazało się, że koleś wraca z jakiegoś wykładu (tak on prowadził wykład), a że zabrudził garnitur a nie miał zapasowego to kupił w jakimś sklepie dres. Miło nam się rozmawiało, aż do samego Krakowa. Nauczka żeby nie ocenaniać ludzi po tym jak wyglądają.


Przepraszam za ewentualne błędy, jezyk polski nie jest moim ojczystym.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
17 marca 2012, 16:43 przez anita (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
173
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
173
Wczoraj miałam silną reakcję alergiczną. Spuchła mi twarz, dłonie wręcz piekły od swędzenia. Wyglądałam jak żona Frankensteina po botoksie (domowej roboty). Wróciłam więc wcześniej z pracy, żeby dzieci nie straszyć (pracuję w przedszkolu). Nałykałam się przeciwalergicznych leków, ale nic nie pomaga. Gula w gardle rośnie, coraz gorzej mówię, to dawaj dzwonić na 999. Pani dyspozytorka przyjęła zgłoszenie i mówi, że karetkę wysyła. Myślę, pewnie poczekam sobie. A tu już po paru minutach domofon. Pani i dwóch panów z pogotowia szybciutko się mną zajęli - wenflon założony, specyfiki podane i już zaczyna mi wszystko schodzić... Państwo bardzo sympatyczni, czekając aż leki zaczną działać, nawet pożartowali ze mną.

Chciałabym z tego miejsca podziękować dziewczynom w mojej pracy za szybką pomoc i za to, że zajęły się moją grupą i jeszcze wyganiały mnie do lekarza. Pragnę też podziękować ekipie ratunkowej, która tak szybko do mnie przyjechała i w niecałe 15 minut doprowadziła mnie do stanu (i wyglądu) ludzkiego!

Pobierz ten tekst w formie obrazka
17 marca 2012, 23:28 przez ~Kares | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
91
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
91
Zdarzenie miało miejsce w wydziale komunikacji w Katowicach.
Skończył mi się dowód rejestracyjny, więc musiałam go wymienić. Po
wejściu do urzędu zapytałam się Pana z ochrony, gdzie mam załatwić moją sprawę. Pan z uśmiechem na twarzy zaprowadził mnie do okienka, po czym poinformował, że będę musiała zapłacić za dokument i on mnie przeprowadzi służbowym przejściem do kasy, żebym nie musiała wychodzić na zewnątrz. Dodatkowo zaznaczył, że muszę przynieść tablice rejestracyjne bo Pani urzędniczka musi umieścić na nich naklejki. I tu miałam duży problem, bo moje tablice są specjalnie przymocowane (przez zapobiegliwego tatuśka) przed kradzieżą i demontaż ich pewno wymagał by wyrwanie zderzaka. Pan z uśmiechem powiedział, że to nie problem i tylko mam powiedzieć Pani w okienku, że to on nalepi te nieszczęsne naklejki.
Jak obiecał, tak też zrobił.
Jestem temu Panu ogromnie wdzięczna bo zyskałam bardzo dużo czasu i nie musiałam rozbierać samochodu.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
22 marca 2012, 14:53 przez ~samochodzik | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
72
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
72