Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Photo

Zamieszcza historie od: 17 grudnia 2015 - 5:03
Ostatnio: 17 marca 2018 - 4:08
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 125
  • Komentarzy: 43
  • Punktów za komentarze: 8
 
Dostałem wezwanie do Urzędu Skarbowego i poleceniem przedstawienia dokumentów uprawniających do odliczeń od podatku. Powodem wezwania był brak mojego podpisu na PIT-37. Wszedłem do pokoju, z wezwaniem w ręce, spuszczoną pokornie głową i walnąłem cichutko: Bo ja przyszedłem do spowiedzi. Panie się uśmiechnęły i jedna w nich (młoda kobieta) z wielką życzliwością zajęła się moim PIT-em. Okazało się, że oprócz braku podpisu, nie odliczyłem w całości kosztów uzyskania, co przysługiwało mi, bo pracuję na umowę zlecenie. Pani, mimo, ze to nie należało do jej obowiązków, poprawiła mi ołówkiem cały PIT i poleciła to wszystko poprawić długopisem. Na moją nieśmiałą uwagę, że może przepiszę cały PIT i przyniosę nowy, poprawiony, usłyszałem, że nie ma potrzeby bawić się w biurokrację i że mam do zwrotu 160 zł. Oniemiałem z wrażenia. To było bardzo miłe spotkanie z państwowymi urzędnikami i w dodatku niezbyt lubianej instytucji. Kurcze, na starość uwierzyłem w ludzką życzliwość.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
5 września 2011, 16:50 przez ~ronin | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
156
(w tym negatywnych:
16
)
plus Wspaniałe
140
Pracuje w ochronie na rożnych obiektach. Kilka lat temu pracowałem jako dowódca zmiany w markecie. W dniu w którym miałem pełnić służbę w odległości ok 100 m od sklepu zdarzył się wypadek cysterny przewożącej gaz. Ewakuowano sklep, oraz mieszkańców najbliższych bloków. Jako ochrona zostaliśmy, aby pilnować obiektu przed rozszabrowaniem itp. Sytuacja była naprawdę poważna, gdyż policja poinformowała nas, że jesteśmy tam na własne ryzyko i że w każdej chwili może być wielkie bum i nie będzie nawet po nas co zbierać. Byłem trochę przerażony, za tydzień miał być mój ślub, a wraz z narzeczoną spodziewaliśmy się dziecka. No cóż - pomyślałem - wybrałem sobie taką pracę i musiałem się liczyć ze wszystkimi jej konsekwencjami.
Po jakimś czasie od rozpoczęcia służby przyjechał dyrektor marketu i poinformował z uśmiechem, że zostaje z nami. Bylem zaskoczony, gdyż zazwyczaj na co dzień był poważnym i władczym człowiekiem. Tym bardziej byłem zszokowany, kiedy okazało się, że jest naprawdę miłą i ciepła osobą, która potrafiła rozładować napięcie. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy na różne tematy tak, że stres szybko minął i praktycznie zapomnieliśmy o "tykającej bombie" na której siedzimy. W pewnym momencie podeszło do nas kilku strażaków wyraźnie zmęczonych, spoconych i sapiących ze zmęczenia.
- Przepraszam Panów - odezwał się jeden z nich - jesteśmy na akcji i skończyły nam się papierosy, a wszystkie sklepy w pobliżu są zamknięte. Czy możecie nam sprzedać?- spojrzał na nas błagająco.
- Niestety sprzedać wam nie mogę - odparł dyrektor, a strażacy spuścili głowy i już mięli odchodzić, gdy dyrektor dokończył: Ale mogę wam dać!
To mówiąc spojrzał na mnie i powiedział: idź z nimi na sklep daj im papierosy, daj im jakąś dobrą kiełbasę, chleb, jakieś picie i co tam jeszcze będą potrzebować. Sobie też coś weź bo stoisz tu od rana zapewne głodny. Następnie weź z kuchni dzbanki na kawę, jakby nie było to weź ze sklepu, zrób kawę przynieś tu niech się chłopaki napiją. Wypisz mi tylko co tam wziąłeś, abym mógł to ściągnąć ze stanu.
Następnie nachylił się do mnie i szeptem powiedział:
- Odkąd jestem tu dyrektorem nie dałem nic na żaden cel charytatywny, a mam taką możliwość więc przynajmniej tak będę mógł pomóc.
Następnie przyszli policjanci i dyrektor nakazał mi zrobić to samo. Wszyscy byli w wielkim szoku i nie wiedzieli jak dziękować. Byłem i jestem pełen podziwu dla tego człowieka. Może to wszystko nie kosztowało dużo, ale przecież mógł im odmówić, mógł przekazać jakąś symboliczną kwotę na cele charytatywne z wielka pompą, aby cala okolica mówiła, a wolał pomóc po cichu, bezinteresownie. Jak widać kierownicy czy dyrektorzy marketów nie są tylko pozbawionymi emocji maszynami nastawionymi na robienie zysku i kombinowaniu jak tu naciągnąć klienta na kasę, ale są normalnymi ludźmi z ludzkimi odruchami i uczuciami.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
7 września 2011, 13:06 przez luksik85 (PW) | Skomentuj (3) | Do ulubionych
Głosów
267
(w tym negatywnych:
15
)
plus Wspaniałe
252
Opowiem Wam historie o najwspanialszym człowieku jakiego znałam.

Mój ojciec był lekarzem. Miałam 17 lat kiedy zginął w wypadku samochodowym.
Mimo, że minęło ponad 20 lat od jego śmierci, uwierzcie mi, do dziś spotykam ludzi, którzy opowiadają mi o tym, jak wspaniałym był człowiekiem. Powiecie: "Był lekarzem, więc jego obowiązkiem było pomagać ludziom... A poza tym pewnie za tę "pomoc" brał niezłe łapówki" Więc posłuchajcie...

O tym, że zostałam adoptowana dowiedziałam się w wieku 16 lat. To chyba najgorszy wiek na tego typu wieści, ale cóż, tak wyszło. Po pierwszym szoku jakoś to sobie "przetłumaczyłam" i nauczyłam się z tym żyć. Miałam normalny dom, kochających rodziców, brata z którym się wychowałam. Niczego mi nie brakowało, więc o co mieć żal do losu?

Pamiętam, miałam wtedy 26 lat, kiedy pewnego zimowego wieczoru odebrałam dziwny telefon. Dzwoniąca kobieta przedstawiła się imieniem i nazwiskiem, które nic mi nie mówiły. Barbara Jakaśtam wytłumaczyła gdzie mieszka i poprosiła o spotkanie. Chciała, żebym przyjechała do niej, bo musi ze mną porozmawiać. Zażądałam wyjaśnień, bo nie rozumiałam o co chodzi. Wtedy powiedziała: "Już dawno chciałam z Tobą porozmawiać, ale nie mogłam dopóki moja mama żyła." Coś mnie tknęło. Powiedziałam: "Ok, zaraz przyjadę."

Niewielka miejscowość kilka kilometrów od mojego miasta. Zwyczajne gospodarstwo. Gdy podjeżdżam zapala się światło na zewnątrz. Wychodzi po mnie mężczyzna w średnim wieku. Przedstawia się: "Stanisław, mąż Barbary", całuje w rękę, zaprasza do środka. Barbara, kobieta na oko z 10 lat starsza ode mnie stoi pośrodku kuchni z niepewną miną. Przez chwilę przyglądamy się sobie. W końcu wyciągam rękę, mówię głośno swoje imię. Ona na to, ze zna mnie lepiej, niż mi się wydaje, że wie o mnie prawie wszystko. I faktycznie... jest bardzo dobrze przygotowana do tej rozmowy. Wie ile mam lat, jaką szkołę skończyłam, za kogo wyszłam za mąż. Wie, że wiem, że byłam adoptowana. Wreszcie mówi wprost: "Myślę, że jesteśmy siostrami."

Zaczyna opowiadać o sobie, o trudnym dzieciństwie z przydomkiem "Najduch", o ciężkim życiu na wsi, spracowanych, już nieżyjących rodzicach, o ukochanej babci. Potem o tym jak założyła własną rodzinę, o mężu, o dzieciach. I w końcu o Nim. O "aniele stróżu" jej rodziny.

"Opiekował się nami wszystkimi, począwszy od babci, poprzez rodziców, mnie i męża, a skończywszy na naszych dzieciach. Babcia nigdy nie ufała żadnemu lekarzowi tak, jak Jemu, do szpitala pozwoliła się zabrać, tylko jak On powiedział, że jest to konieczne. Wielokrotnie bywał u nas w domu. Przyjeżdżał, badał i gadał, osłuchiwał i słuchał, stawiał bańki i nastawiał kości. Był na każde zawołanie, na każdą prośbę. Dawał skierowania do specjalistów, przepisywał lekarstwa, niejednokrotnie na swoje nazwisko, bo wtedy służba zdrowia nie płaciła za leki, a nam się nie przelewało. W ósmej klasie, jak miałam operacje wyrostka osobiście przyszedł na oddział dziecięcy, żeby dodać otuchy moim rodzicom, zapewnił, że będzie mnie operować Jego kolega i że wszystko będzie dobrze... no i było. Potem jak zaczęłam pracować, a rodzice już nie dawali sobie rady ze żniwami, bez żadnego problemu wypisywał mi i mojemu mężowi zwolnienia, byśmy mogli im pomóc. Prosił tylko, żeby mu nigdy nie "ściemniać" i nie udawać choroby. Mojemu najstarszemu synowi załatwił miejsce w klinice wojskowej, w mieście oddalonym o 100 km, jak mały miał zapalenie opon mózgowych, a najmłodszego wysłał do sanatorium w Rabce (co w tamtych czasach graniczyło z cudem). Zawsze uśmiechnięty, cierpliwy, bezinteresowny. Rozmawiało się z nim jak z kumplem, nie jak z "panem doktorem".

Wiesz Zosiu... myślę, że Twój ojciec wiedział, że jesteśmy siostrami. To dlatego zawsze pomagał mojej rodzinie. Nie wiem... może miał wyrzuty sumienia, że pozwolił nas rozdzielić, że nie wziął nas obu. A może chciał podziękować moim rodzicom, za to, że mnie przygarnęli..."

Barbara ze łzami w oczach wyciąga legitymacje ubezpieczeniowe, zaświadczenia, recepty, zdjęcia rentgenowskie, dokumenty. Wszystkie z pieczątkami i podpisami mojego Taty.

Dwa lata później poznałam moją biologiczną matkę. Okazałam się być jej jedynym dzieckiem.

Dlaczego więc mój Tata tak pomagał Barbarze i jej rodzinie?

To proste...
...bo mógł.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
19 listopada 2011, 7:49 przez zosiazile (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
331
(w tym negatywnych:
13
)
plus Wspaniałe
318
W moim przypadku Wspaniałym okazał się ksiądz.
W 2009 roku wzięliśmy z mężem skromny cywilny ślub, ponieważ brakowało nam funduszy
na jakieś weselicho, w dodatku czekaliśmy na potomstwo. Jednak rok później postanowiliśmy złożyć przysięgę przed Bogiem... Poszliśmy załatwiać wszystkie formalności do Księdza. Przyznam, że miałam trochę obaw, że będzie czepiał się, że mamy już synka, że jesteśmy po cywilnym itd. Moje obawy okazały się bezpodstawne, Ksiądz Tomasz okazał się na prawdę wspaniałym człowiekiem. Po pierwsze za każdym razem jak do niego przychodziliśmy, to na naszego synka czekały jakieś słodkości, po drugie gdy mu powiedziałam, że będę miała białą suknię, był bardzo uradowany, ponieważ stwierdził, że kolor biały nie świadczy o czystości jako takiej, ale o czystości intencji, uczuć, a tego był pewien. Po trzecie gdy w przeddzień ślubu poszliśmy do niego z "kopertą" by zapłacić za ceremonię, przy nas otworzył ją zostawił sobie tylko 50 zł a resztę na siłę wsunął mężowi do kurtki i wskazując na naszą pociechę powiedział, że mamy ważniejsze wydatki i dosłownie uciekł. A po czwarte dzięki niemu mieliśmy najpiękniejszy ślub, kazanie było wspaniałe, takie tylko dla nas, wszyscy dosłownie ryczeli jak bobry, nie oklepane tylko bardzo personalne i z głębi serca.
BARDZO DZIĘKUJEMY! Wkrótce odbędzie się chrzest naszej córeczki, nie wyobrażamy sobie by mógł ochrzcić ją ktoś inny, aniżeli Ksiądz Tomasz.

Ksiądz ślub

Pobierz ten tekst w formie obrazka
18 listopada 2011, 21:22 przez agoosiaaa21 (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
294
(w tym negatywnych:
9
)
plus Wspaniałe
285
Kolejna opowieść o miłym dresie.
Kilka lat temu, w ciąży z moimi ukochanymi bliźniakami musiałam udać się do babci,
która mieszkała w domu starców, ustaliliśmy z rodziną, że jeździmy do niej co tydzień zmieniając się-raz jadę ja z moim Lubym, raz brat z żoną, raz mama-tak, żeby babcia nie czuła się porzucona, chociaż sama chciała tam się wprowadzić, bo się nudziła w mieszkaniu. Mieszkam w Jeleniej Górze, natomiast ośrodek znajduje się w okolicach Sosnówki, kilka kilometrów dalej. Akurat zdarzyło się, że mój mężuś wyjechał w delegację, co prawda zostawił mi samochód, ale ja bałam się sama tam jeździć, drogi były wyboiste i kręte, do tego była to zima. Więc wybieram się komunikacją miejską, jakoś wpakowuję się do zatłoczonego autobusu, miejsc siedzących nie ma. No, dobrze, trudno, staję przy barierce. Autobus rusza. Zauważam młodego chłopaka, ubrany w [D]res, słuchawki w uszach siedzącego przy oknie. Obok niego moherowa [B]abcia, wbijająca w niego małe, demoniczne ślepia.
[B]: Może byś ustąpił mi miejsca, chłopcze?! - oburzyła się.
Chłopak milczy, nie słyszy przez słuchawki.
[B]: Ustąpisz mi miejsca, chuliganie?!
Wyjął słuchawki z uszu.
[D]: Proszę?
[B]: Czy ustąpisz mi miejsca?!
[D]: Bardzo nie lubię, kiedy ktoś nazywa mnie chuliganem! A pani miejsca nie ustąpię. Chwilę może pani postać!
Jego wzrok skierował się na mnie.
[D]: Ale bardzo chętnie ustąpię miejsca tej pani. Zajmujesz się, babciu, sobą, a o innych nie dbasz, chociaż dopiero koło 60 jesteś, kiedy ta kobieta niedługo urodzi i ledwo stoi na nogach!
Zdziwiona uśmiechnęłam się szczerze.
[D]: Zaraz zatrzymamy się na przystanku, niech pani chwilę poczeka, bo w trakcie jazdy można się nieźle wywalić.
Babunia zrobiła minę pt. "FOCH" i przeszła na drugi koniec autobusu wymuszając miejsce od innych pasażerów.
Na następnym przystanku, chłopak wstał i pomógł mi się usadowić na siedzeniu, sam zajął moje miejsce przy barierce. Podziękowałam serdecznie, do końca drogi rozmawiałam z owym dresem. Okazało się, że on też jedzie do domu starców, do swojej prababci. Wcale nie żądał ode mnie komórki, nie groził "Wpier*olem", a ustąpił miejsca. Później wsiadł staruszek, który nie miał gdzie nawet stanąć, więc ustąpił mu miejsca przy barierce, poprosił, żeby mocno się trzymał, bo nie daj Boże coś się mu stanie, a sam stanął przy moim siedzeniu i trzymał się oparcia.

Co prawda, dużo dresów zachowuje się bezczelnie, według stereotypów, ale zanim ocenicie jednego takiego typka, najpierw przekonajcie się, jakim jest rodzajem: złym, czy dobrym.

MZK Jelenia Góra

Pobierz ten tekst w formie obrazka
18 listopada 2011, 18:49 przez emotka001 (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
199
(w tym negatywnych:
8
)
plus Wspaniałe
191
Czytam tak sobie piekielnych od jakiegoś czasu, zwłaszcza wpisy dotyczące księży i moherowych beretów. Parę osób mi się przypomniało.

Gdy byłam po maturze, przez wakacje dorabiałam sobie opieką nad półtorarocznym chłopcem. Będąc z nim na spacerze spotkałam starszą panią. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, że mam ślicznego synka i że jest do mnie bardzo podobny. Nie, że jestem puszczalska.

Gdy jechałam z nim autobusem, zawsze ustępowano mi miejsca. Któregoś razu zrobiła to pewna starowinka. Na mój protest odpowiedziała, że ona i tak już zaraz wysiada. Jechała jeszcze cztery przystanki. Nie powiedziała: jestem starsza, należy mi się to miejsce.

Gdy chciałam na ostatnią chwilę zamówić mszę świętą u księdza okazało się, że wszystkie msze są już zajęte. Powiedział, że nie ma problemu, zrobi dodatkową mszę. Gdy po mszy chciałam złożyć ofiarę, oddał mi połowę kwoty mówiąc, że to za dużo. Nie był jak widać "żądnym kasy katolem".

Kiedyś, gdy byłam na mszy świętej w gronie, w którym wszyscy się znali panowała nerwowa atmosfera, sporo osób było pokłóconych, mniejsza o co. Przed komunią ksiądz powiedział: mamy dziś więcej czasu, niech każdy poda rękę każdemu, jeśli trzeba, ale jeśli mam udzielić komunii, ma między wami faktycznie panować pokój. Po chwili ciszy ludzie zaczęli podchodzić do siebie z przeprosinami.

To tylko cztery przykłady, jest ich o wiele więcej.

Albo mam wybitne szczęście do ludzi, albo prawdą jest, że to jak człowiek widzi świat, zależy tylko od tego, co chce widzieć.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
19 grudnia 2011, 4:25 przez ppm (PW) | Skomentuj (1) | Do ulubionych
Głosów
158
(w tym negatywnych:
15
)
plus Wspaniałe
143
Historia o tym, że nie każdemu lekarzowi trzeba dać w łapę.

Kilka lat temu chorowałam przewlekle na zapalenie migdałków. Po
kilku perypetiach szpitalnych decyzja - do wycięcia. Był to wrzesień, a ja byłam wtedy w klasie maturalnej.
Nie pochodzę z zamożnej rodziny więc prywatny zabieg nie wchodził w grę. Chodziłyśmy więc z mamą od szpitala do szpitala prosząc błagając, bo przecież anginy nawracają co 2 tygodnie, a ja muszę być w szkole, w końcu to klasa maturalna! Niestety najbliższe terminy były w końcówce grudnia, więc dla mnie nie było szans, po prostu płakałam, że nie zdam matury no i moje zdrowie ucierpi od antybiotyków (a pomagała jedynie czysta penicylina). Jednak zdarzył się cud. Szpital, który miał zamykać laryngologię (a który też odwiedziłyśmy z mamą) jednak tej laryngologii nie zamykał, tak więc otrzymałyśmy telefon, że jednak można się zapisywać. Jak się okazało na miejscu Pani bardzo młoda laryngolog wysłuchała moich przejść, moich obaw i wcisnęła mnie na 8 października, bo akurat ktoś odwołał wizytę!
Chciałam bardzo podziękować tej Pani za zrozumienie i pomoc, bo była jedynym lekarzem, który nie wyciągnął ręki po kopertę.
Niestety nie pamiętam jej imienia i nazwiska, ale działo się to w szpitalu wojewódzkim w Gdańsku.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
17 grudnia 2011, 15:02 przez stardust (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
121
(w tym negatywnych:
20
)
plus Wspaniałe
101
Od dłuższego czasu czytam wspaniałych, bo muszę podtrzymywać się na duchu. Niestety jestem pechowym człowiekiem do ludzi i spotykam samych piekielnych, ale.. do wczoraj.

Wigilia, godzina ok. 17. Deszcz leje okropnie, byłem przemoczony tak, że można by wykręcać ze mnie wodę. Zmierzałem na wigilię do babci, bo niestety, samego mnie nie stać zrobić. Mieszkam na końcu miasta, a moja babcia na drugim końcu. I co tu zrobić, jak autobusy nie jeżdżą? Iść na nogach, bo co innego zostało. Jeszcze wychodząc z domu spojrzałem w portfel, ile mi to pieniędzy zostało. Całe dziesięć złotych. Wypłata niestety nie przyszła przed świętami, co się nigdy nie zdarzało.

Przechodziłem obok postoju taksówek. Myślę sobie, że może zagadam, żeby (T)aksówkarz mnie podwiózł za dziesięć złotych jak najdalej. Wywiązała się między nami taka rozmowa:

T: Dokąd, szefie?
Ja: Jak najdalej w stronę ulicy Wspaniałej 86.
T: "Jak najdalej"?
Ja: Muszę dojechać na wigilię, no ale.. Niestety, nie mam czym dojechać, a fundusze mam nieco ograniczone. Cała dyszka mi się została.
T: Wsiadaj szefie, coś wymyślimy.

Wsiadłem do taksówki, no i obliczałem mniej-więcej gdzie mnie wysadzi. Kierowca nie włączył licznika, w CB Radiu powiedział, że jedzie do domu na wigilie, więc schodzi z linii. Ja się zastanawiam, cóż ten człowiek czyni? Kierowca przez całą drogę milczał, jechaliśmy tym samochodem przy dźwięku kolęd, które leciały z radia.

Po jakichś piętnastu minutach patrzę, że. Moment, przecież jesteśmy na tej ulicy, na którą miałem dojść! Patrzę na kierowcę, a on się tylko miło uśmiechnął. Zatrzymał się pod samym blokiem, cobym nie musiał z ulicy iść do drzwi. Nie wziął ani grosza, na odchodne życzył mi tylko Wesołych Świąt. Z wrażenia uścisnąłem mu tylko dłoń.

Gdyby Pan to czytał. Jestem serdecznie wdzięczny, a gdy o tym pomyślę, robi mi się ciepło na sercu. Wróciła mi wiara w dobrych ludzi.

Opolski Taksówkarz wigilia

Pobierz ten tekst w formie obrazka
25 grudnia 2011, 14:20 przez baunsable (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
313
(w tym negatywnych:
2
)
plus Wspaniałe
311
Opowiem o pewnym miłym panu.
Pewnego dnia, zmęczona wracałam z pracy. Nawet nie zauważyłam jak wypadł mi portfel z torebki.
Chwilę potem usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Obróciłam się i zobaczyłam chłopaka w mniej - więcej moim wieku. Uśmiechnął się i poprosił, abym usiadła na ławce. Wyjął kartkę coś napisał, położył na MOIM PORTFELU i oddał mi. Siedziałam osłupiała na ławce patrząc za moim bohaterem. Z portfela nic a nic nie zginęło. Przeciwnie - znalazłam tam dodatkowe 10 zł. Na kartce widniał napis:
"Jeśli chciałabyś mi podziękować - zadzwoń".
Zadzwoniłam już z domu. Zostałam zaproszona do restauracji. Zgodziłam się i już 2 lata jesteśmy małżeństwem.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
28 grudnia 2011, 19:53 przez Minka (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
311
(w tym negatywnych:
12
)
plus Wspaniałe
299
Witajcie. Chcę Wam opowiedzieć historię sprzed chwili. Aż zakręciła mi się łezka w oku.
Tytułem wstępu - mój brat
samotnie wychowuje 22-miesięczną córeczkę. Nie przelewa mu się ale niczego mu nie brakuje.
Dzisiaj wybrał się do Społem po mleko dla małej i zabrał córcię ze sobą. Znajoma sprzedawczyni poleciła mu ciekawą promocję na wędliny, ale brat zabrał ze sobą gotówkę jedynie na mleko, więc musiał podziękować. Gdy wyszedł już ze sklepu, dogoniła go pewna kobieta. Okazało się, że jest to mama jego dawno nie widzianego kolegi z wojska. Wręczyła mu pełną siatkę rozmaitych zakupów, złożyła życzenia noworoczne, wygłaskała Małą i poszła, pozostawiając brata kompletnie zbaraniałego na chodniku.
Jednakże to nie wszystko. Kilka godzin później do drzwi mieszkania, gdzie mieszkają moi rodzice oraz brat z córcią, zapukał ów kolega, którego mamę brat spotkał wcześniej. Wręczył bratu kolejną reklamówkę, w której mieściły się nowiutkie (!) kurteczka, czapka, szalik i rękawiczki dla Małej. Mama popłakała się, brat osłupiał i zdołał wydukać pytanie w rodzaju "Z jakiej to okazji?" a kolega machnął ręką i uśmiechnął się tylko i powiedział że Mikołaj spóźniony przyszedł. Długo nie zabawił, wyściskał Małą, porozmawiał z mamą i poszedł.
Żeby znaleźć mojego brata, kolega musiał przepytać wielu ludzi na wielkim osiedlu.
Serce rośnie gdy spotyka się tak Wspaniałych ludzi!

kolega z wojska

Pobierz ten tekst w formie obrazka
31 grudnia 2011, 16:03 przez Nea (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
382
(w tym negatywnych:
3
)
plus Wspaniałe
379