Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Photo

Zamieszcza historie od: 17 grudnia 2015 - 5:03
Ostatnio: 17 marca 2018 - 4:08
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 125
  • Komentarzy: 43
  • Punktów za komentarze: 8
 
Zdarzyło się to dawno, dawno temu.
Jako Starszy Brat poszedłem po zakupy z siostrą. Bohaterowie tego wspomnienia byli raczej młodzi
- ja 14 lat, Siostra - 2 latka. Sklep był cały przystanek tramwajowy oddalony od domu.
Zakupy zrobiłem (coś wydaje mi się, że było tam m.in 5 kg ziemniaków i chyba więcej). Starszy braciszek mając zajęte ręce mówi do Siostry: "Idź obok mnie i nigdzie nie uciekaj". Parę metrów siostrzyczka dzielnie dreptała. Brat się zamyślił i ... doszedł do domu. "Gdzie masz siostrę?" Panika, wszyscy w popłochu. Oczywiście to czasy dużo przed komórkami, internetem, nawet telefonów stacjonarnych jak na lekarstwo. Idziemy drogą powrotną. Dochodzimy do tamtego sklepu (raczej kiosku warzywnego) a tam Siostra siedzi na zewnątrz kiosku a obok niej nieznajomy Człowiek (przez bardzo duże "C"). Powiedział później, że pamiętał to dziecko ze starszym bratem, ale nie wiedział gdzie mieszka, a siostra za mała wtedy żeby znać adres.
Dzisiaj, gdy oboje mamy wnuki (starsze od Niej) nieraz to wspominamy, co by się stało, gdyby nie było tego CZŁOWIEKA.
Dziękuję z serca.

zagubione dziecko nieznajomy

Pobierz ten tekst w formie obrazka
14 listopada 2016, 16:31 przez Photo (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
0
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
0
Kilka godzin temu.
Czekam na Panią w pewnym biurze, a parking mi "tyka". Gdy stwierdziłem, że zostało mi 20 minut
parkingu (maksymalnie można parkować godzinę) powiedziałem: "Idę tylko dołożyć na parking, wrócę za 5 min".
Idę szybko żeby załatwić a Pani mi nie uciekła. I tutaj nagle postawiłem nogę tak nieszczęśliwie, że ... za skarby świata kroku nie zrobię. Kilka młodych osób (studenci) od razu: "Coś się panu stało? Pomóc panu?" Widocznie musiałem wyglądać nieszczęśliwie. "Nie, dziękuję. CHYBA jestem OK". Bardzo kulejąc doszedłem do samochodu, dopłaciłem parking i bardzo kulejąc wróciłem. Pani pojawiła się 5 minut potem.
PS. Noga wciąż boli, kuleję, ale mam ROM (range of motion - czyli mogę poruszać). Chyba nie ma złamania (tfu, tfu) śródstopia.
Dopisane po kilku dniach: nie ma złamania ale naderwane ścięgno. Cóż, jeszcze minimum tydzień "boleści" i utykania.
Dziękuję, młodzi ludzie.

szybkość uraz skręcenie złamanie

Pobierz ten tekst w formie obrazka
26 lutego 2016, 22:52 przez Photo (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
8
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
8
Rzecz działa się w Kanadzie dawno temu.
Młody emigrant, oszołomiony tym zupełnie innym światem.
Akcja. W jakiejś galerii handlowej (chyba Eaton's
Centre w Toronto, ale głowy nie dam) robimy zakupy. Małe dzieci w wózku (tym sklepowym). I nie wiem czemu, zamiast szukać windy (w końcu są obrazki, gdyż wtedy mój angielski był na poziomie: "yes,no, please, thank you") ruszyłem tym WÓZKIEM na ruchome schody. Jechać - jechał. Gdy dojechał do końca - stało się coś strasznego. Kółka się zablokowały.
Schody jadą, wózek stoi i szarpie się, ja przepieram nogami do tyłu...
Jak długo to trwało - nie wiem. Dobrzy ludzie pomogli. Jak, nie pytajcie. W tym stresie nie pamiętam. Chyba unieśli wózek i szybko przenieśli go parę metrów dalej. Mnie chyba też unieśli (chyba, raz jeszcze, niesamowity stress).
Chyba jeszcze zostali ze mną parę minut, pytali, jak mogą pomóc. Nie wiem, nie pamiętam szczegółów, jak mówiłem, w tym stressie nic nie pamiętam, tylko ten moment potwornego strachu, gdy wózek stał, szarpał się a przerażone dzieci płakały. Są jeszcze dobrzy ludzie.
Nawet nie wiem, czy podziękowałem. Myślę, że zrozumieli.
Wiem, że nikt z nich nie przeczyta (a może? może był tam jakiś Polak i cudem czyta), ale chociaż teraz: THANK YOU MAGNIFICIENT, HELPFUL PEOPLE.

Toronto schody ruchome wózek dzieci blokada

Pobierz ten tekst w formie obrazka
18 lutego 2016, 16:09 przez Photo (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
9
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
9
Dociera do mnie z opóźnieniem wiadomość o śmierci Przyjaciela. Jest to wtorek rano a pogrzeb w środę rano. Tej nocy i następnej mam mieć dyżur, więc trudno byłoby wyrwać parę godzin na pogrzeb (dyżury 19-07 + godzina na dojazd).
Idę do Szefowej i mówię:
- Annita, nagle się dowiedziałem że kolega zmarł, pogrzeb itd...
Co robi "typowy szef".
"Typowy szef" mówi: Nie mam nikogo na zastępstwo, to nie rodzina, idź jak chcesz, ale na dyżur musisz przyjść.
Co mówi Annita?
- Rozumiem. Masz wolne dzisiaj i jutro (!!!).
Bez "szefowskich" jęków, bez marudzenia. Po prostu: "Daję ci dwie wolne noce".
Na temat Annity (nie błąd - Annita a nie Anita) mógłbym napisać książkę.
TYLKO pozytywy.
Gdy Annita zmarła - oddział się "rozleciał".
Na JEJ pogrzebie byli wszyscy, nawet ci, którzy już od dawna z nami nie pracowali. Brakowało tylko tych, którzy MUSIELI mieć dyżur.
PS. Oddział obecnie nosi imię Annity.

Annita pogrzeb szefowa

Pobierz ten tekst w formie obrazka
16 stycznia 2016, 19:44 przez Photo (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
50
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
50
Zdarzyło się to dawno, dawno temu.
Rok 1983, pierwsze dni naszej emigracji.
3 dni w obozie Traiskirchen pod Wiedniem (kto był,
wie O CZYM piszę). My z dwójką malutkich dzieci a trzecie w drodze.

Jako rodzina z dziećmi dostajemy po 3 dniach (te 3 dni w obozie to temat na Piekielnych, ale co tam, wolę pisać o DOBRYCH ludziach) skierowanie do pensjonatu. Idziemy do naszego Malucha (stał na wewnętrznym parkingu obozowym). Biorę walizki z bagażnika - dziwnie lekkie. Już nas poganiają, że nas popilotują do pensjonatu. Dojechaliśmy, wyładowaliśmy się i tu .... walizki całkowicie PUSTE. Tylko z powietrzem. (Byłby temat na Piekielnych, ale niech tam, może szczęścia złodziejowi dziecięce ciuszki nie przyniosły). Mamy tylko to, co na sobie.
I teraz akcja. Pierwsze godziny w pensjonacie, my jeszcze rozdygotani, Państwo Właściciele przytulili (przenośnie) do serca i od słowa do słowa co się stało.
Agencja JPP (Jedna Pani Powiedziała) zadziałała. Cała wieś (bo to taka większa wieś, małe miasteczko - typowe w Austrii) się skrzyknęła. Zarzucili nas, dosłownie zarzucili takim stosem rzeczy, że chyba kilkakrotnie przekroczyło to to, co mieliśmy. O jakości nie wspomnę. Przypominam, że był to rok 1983, w Polsce nie było nic, więc to, co dostaliśmy było niesamowitym darem.
Gdy po paru miesiącach wylatywaliśmy za Ocean, część z tych rzeczy zostawiliśmy dla innych Rodaków (i nie tylko rodaków).

Austria emigracja obóz Traiskirchen pensjonat ciuszki dzieci

Pobierz ten tekst w formie obrazka
14 stycznia 2016, 1:32 przez Photo (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
22
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
22
Wracamy sobie z Rzymu liniami Al Italia.
W drodze moja Lepsza Połowa nagle zaniemogła. Po prostu tak straszliwy ból biodra,
że odcinek od samolotu do terminalu (było to w Mediolanie, lot Rzym-Mediolan-Londyn) przeszliśmy chyba w pół godziny (normalnie z 5 minut).
Dowlekliśmy się do bramki, samolot za 3 godziny. Za kilka minut przychodzą, przepraszają, ale będą sprzątać i musimy opuścić "lokal". Próbujemy iść, ja bez problemu, ale moja Połówka za skarby świata wręcz kroku nie zrobi. Podjechali wózkiem, przewieźli Ją do poczekalni ogólnej i tu zaczynają się dobrzy, och jak dobrzy ludzie.
Przychodzi pani szefowa (nie wiem, jakie to stanowisko, ale latali wokół niej). Na szczęście znała angielski, nawet bardzo dobrze, bo nasz włoski to "Prego, grazie" i parę innych. Spędziła na telefonie chyba z pół godziny i co załatwiła? Pełen serwis w Mediolanie ORAZ w Londynie. Fakt, takie coś można sobie zamówić bez problemów on line, ale trzeba to zrobić minimum 2-3 dni (!) przed wylotem, a my w trakcie i to na lotnisku tranzytowym. Zawieźli nas (no, nie mnie, hi hi hi, ale moją Najlepszą Połowę do "Sala Amica" ("Pokoju Przyjaciół") i od tej chwili byliśmy pod czułą, dosłownie czułą opieką Milano Linate L'aeroporto. Transfer do samolotu był prywatnym specjalnym busikiem, dostarczyli nas do samolotu chyba 5-10 min przed pasażerami. W Londynie też już czekali na nas.
Grazie mille Signora Direttrice (nie wiem kim była Pani, dla mnie Dyrektorką o WIELKIM SERCU).

Mediolan lotnisko pomoc Sala Przyjaciół ludzie z sercem

Pobierz ten tekst w formie obrazka
6 stycznia 2016, 5:20 przez Photo (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
26
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
26
Zdarzyło się to w drodze.
Jadę sobie takim Texaskim "wygwizdowem" (dla informacji w drodze do Panna Maria,TX - pierwszej polskiej
osady nie tylko w Texasie ale i w USA). Droga przez miasteczka. W jakimś miasteczku znak: 50 (MPH), za chwilę 40, i dosłownie za 150-200 m - 30. Właśnie w tym ostatnim jeszcze nie zdążyłem zwolnić do 30, jechałem jakieś 40-42 MPH i... no właśnie.
Światełka (takie niebiesko-czerwono-białe)za mną. Cóż, staję.
Wyciągam prawo jazdy.
Podchodzi Pan Policjant, grzecznie "Dzień dobry", przedstawia się i pyta, czy wiem, dlaczego mnie zatrzymali. Mówię, że wiem, ale po prostu nie spodziewałem się tak szybko tej "trzydziestki". Pan raz jeszcze popatrzył na prawo jazdy, na tablicę rejestracyjną, oddaje mi prawo jazdy i ... życzy "szerokiej drogi" I "proszę uważać".
Do dziś nie wiem, dlaczego puścił mnie bez niczego. Podejrzewam, że był "kolegą" z pewnej organizacji, którą miałem uzewnętrznioną na tablicy rejestracyjnej (można mieć takie tablice), a służbowo nie mógł nic mówić. Może Polak z pochodzenia?
Nie wiem.
Thank you, officer.

Texas szybkość rejestracja Polak samochód

Pobierz ten tekst w formie obrazka
29 grudnia 2015, 2:13 przez Photo (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
10
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
10

1