Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

aguthek

Zamieszcza historie od: 21 września 2011 - 16:17
Ostatnio: 13 stycznia 2012 - 16:15
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 1101
  • Komentarzy: 1
  • Punktów za komentarze: 0
 
Krótka historia o podróży do domu na Święta.

Na stacji przesiadkowej poczułam głód. Chciałam kupić sobie coś drobnego, w portfelu
niecała złotówka, a do bankomatu daleko. Kupiłam zwykłą bułkę, która w zupełności by mi wystarczyła i wyszłam.

Po chwili dogonił mnie klient sklepu, który przyglądał się moim zakupom, i życząc smacznego wręczył mi drożdżówkę.

Taki mały bezinteresowny gest, ale humor miałam poprawiony na długo i na tyle skutecznie, że nie przeszkadzały mi mało komfortowe warunki w pociągu.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
13 stycznia 2012, 16:14 przez aguthek (PW) | Skomentuj (1) | Do ulubionych
Głosów
112
(w tym negatywnych:
10
)
plus Wspaniałe
102
Świeżynka, z wczoraj.
Jechałam TLK. Wsiadałam na stacji, w której kasy dawno już zamknięto, późny wieczór. Poprosiłam przemiłego konduktora
o wystawienie mi biletu. Dziewczyna z przedziału chciała kupić bilet weekendowy, tańszy, uprawniający do podróżowania ile tylko dusza zapragnie, a zadek wysiedzi, ale jak się okazało, konduktor takiego biletu sprzedać jej nie mógł. Zaproponował, że na najbliższej większej stacji popędzi do kasy i ten bilet kupi, jeśli dziewczyna da mu pieniądze.

Jak powiedział, tak zrobił. Wparowuje zdyszany do przedziału i rzecze:
- Dała mi pani za mało...
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
- Za mało o jeden uśmiech.
Po czym wręczył jej bilet i resztę.

Mam nadzieję, że kiedyś to przeczyta.
Pozdrowienia dla Pana Konduktora z wczorajszej wieczornej trasy Świnoujście - Kraków.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
4 grudnia 2011, 11:51 przez aguthek (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
168
(w tym negatywnych:
6
)
plus Wspaniałe
162
Krótka historia o tym, jak bezinteresowność (mimo że częściej dostaje się w cztery litery) się opłaca.
Któregoś razu był u
mnie na kilka dni brat, po mieście poruszał się na zakupionym mu przeze mnie bilecie tygodniowym. Wyjechał dzień przed jego wygaśnięciem, więc chciałam ten bezużyteczny dla mnie świstek oddać komuś, komu się przyda. Wszyscy znajomi mieli sieciówki, ludzie na przystanku również. No nic, nie zmarnuje się. Wsiadłam do tramwaju. Na następnym przystanku do pojazdu weszły dwie kobiety, jedna starsza, druga młodsza. Ta druga skierowała się się do kasownika. Na to poderwałam się z miejsca, upewniłam, że jeździ na ulgowych i ku jej uciesze wręczyłam jej bilet. Okazało się, że dziewczyna miała następnego dnia wyjeżdżać, więc bilet jak znalazł.
Ucieszyły się obie, dziękowały, ta starsza kobieta wręczyła mi swoją wizytówkę i poprosiła o kontakt, by mogla się odwdzięczyć. Okazało się, że pracowała w jednym z tutejszych teatrów i przez rok chodziłam za darmo na przedstawienia, a na bilet dla osoby towarzyszącej dostawałam zniżkę.

bilety

Pobierz ten tekst w formie obrazka
24 października 2011, 19:17 przez aguthek (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
166
(w tym negatywnych:
12
)
plus Wspaniałe
154
Zdarza mi się znajdować porzucone portfele, które oczywiście oddaję, ale jeden raz by dopiąć swego przeszłam samą siebie. I o tym właśnie będzie ta historia.
Któregoś razu na uczelni znalazłam portfel leżący na ławce. Było już późno, pusto, więc się nim zaopiekowałam. W środku trochę drobnych, dowód osobisty i legitka mojego wydziału, czyli standardowa bieda innej studenciny. Bardzo chciałam go oddać, więc napisałam i powieliłam na ksero ogłoszenie, w którym prosiłam Alicję Kruk z J. (dane zmienione) o kontakt ze mną w celu odbioru zguby. Oczywiście nie wspomniałam, że chodzi o portfel. Porozwieszałam je gdzie się dało, ale zmartwiłam się, bo przez późną porę Alicja mogła zobaczyć ogłoszenie dopiero następnego dnia albo wcale i w tym czasie zgłosić zaginięcie dokumentów, zablokować karty, a przecież wiadomo, że to cyrk i szarpanina nie z tej ziemi, że nie wspomnę o kosztach.
Pomyślałam sobie, że J. to niewielka mieścina, a miałam stamtąd kilku znajomych - co szkodzi podzwonić...? Po kilku telefonach okazało się, że koleżanka nie zna co prawda tej dziewczyny, ale koleżanka jej kuzynki kumpluje się z siostrą Alicji (czy jakaś jeszcze bardziej skomplikowana relacja, nie pamiętam, minęło sporo czasu). Wyłuszczyłam jej sprawę, ucieszyła się, że może pomóc i uruchomiłyśmy głuchy telefon, czyli ona do kuzynki, kuzynka do koleżanki, koleżanka do siostry, siostra do... aż w końcu odebrałam telefon od niej samej i umówiłyśmy się po odbiór zguby.
Uradowana opowiadała o tym, jak to wyglądało z jej strony: siedzi na zajęciach, a tu siostra wydzwania, wypisuje, że taka jedna dziewczyna dzwoniła przez kuzynkę koleżanki tamtej koleżanki, że portfel do odbioru... Jaki portfel?! Dostała go z powrotem zanim zorientowała się, że go nie ma.
Dziękowała i dziękowała, obiecywała, że się odwdzięczy, na lody zabierze, drinka postawi, cokolwiek, ale zadzwoni, bo teraz musi wracać na zajęcia. Cóż, nie zadzwoniła, żadnego drinka nie było, ale nie dla glorii i chwały to zrobiłam. Tak czy inaczej: warto było.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
12 października 2011, 11:35 przez aguthek (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
132
(w tym negatywnych:
33
)
plus Wspaniałe
99
Będąc jeszcze na pierwszym roku studiów, raz w miesiącu jeździłam do śp. Babuni, która mieszkała na wsi. Wracałam zawsze porannym autobusem, który dowoził mnie do miasta, z którego miałam pociąg do miasta wojewódzkiego, siedziby mojej Alma Mater.
Któregoś razu jakoś ciężko było nam się rozstać i w rezultacie wyszłam o parę minut za późno. Biegłam przez pola obładowana wszelkiego rodzaju dobrami spożywczymi, które wręczyła mi Babcia, co chwila nerwowo spoglądając na zegarek, by dotrzeć do szosy i na przystanek. Nie zdążę!
Gdy dobiegłam do drogi, zauważyłam autobus stojący jakieś 20 m przed przystankiem. Niewiele myśląc pobiegłam resztką sił i nawet nie zastanawiałam się, dlaczego ten PKS wydawał mi się jakiś... dziwny. Wparowałam zdyszana do środka, jakoś dziwnie pusto, raptem kilku pasażerów. Autobus ruszył, ja efektownie się zatoczyłam, ale w końcu złapałam równowagę i sięgnęłam po portfel, by zapłacić za bilet.
Kierowca przypatrywał mi się z wesołymi chochlikami w oczach, a gdy poprosiłam o bilet, zaczął się śmiać. Wyjaśnił mi, że zobaczył jak biegnę, więc zdecydował, że zaczeka, bo PKS zdążył już odjechać, a on rozwozi do domów z nocnej zmiany pracowników pobliskiego zakładu.
W ten sposób nie dość, że nie spóźniłam się na pociąg i na zajęcia, to jeszcze zaoszczędziłam na bilecie.

autobus pracowniczy

Pobierz ten tekst w formie obrazka
4 października 2011, 15:28 przez aguthek (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
221
(w tym negatywnych:
9
)
plus Wspaniałe
212
Historia ta wydarzyła się w zeszłym roku, gdy wybierałam się na kilka dni do Finlandii. Lot miałam z Gdańska, a jedyne połączenie koleją pozwalające na dostanie się na lotnisko bez stresu było o 3 w nocy. Trochę strach, ale nie miałam wyboru.
Modliłam się w duchu, by trafić na ludzi, z którymi mogłabym bezpiecznie odbyć tę podróż. Większość przedziałów była wolna, ale przecież nie będę podróżować sama, przezorny zawsze ubezpieczony. W końcu trafiłam na dwóch postawnych mężczyzn, którzy popijali piwo pogrążeni w wesołej rozmowie. Dobrze im z oczu patrzyło, gęby jakoś poczciwe, więc co mi tam. Bardzo dobrze zrobiłam.
Panowie byli kierowcami tira wracającymi z dwutygodniowej trasy po Europie do domu. Przyjęli mnie bardzo ciepło, byli ujmująco grzeczni i roześmiani ("taka gorąca dziewczyna do Skandynawii się wybiera tylko po to, by ocieplić im klimat!"), częstowali czym się dało, napakowali mi do torby cukierków i wafelków, ale najsłodsze było to, że rano obudziłam się przykryta kurtką jednego z nich.
Sam miód.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
23 września 2011, 12:23 przez aguthek (PW) | Skomentuj (1) | Do ulubionych
Głosów
264
(w tym negatywnych:
26
)
plus Wspaniałe
238
W zeszłym roku podczas pobytu w Kętrzynie postanowiliśmy z kolegą udać się do pobliskiej wioski Gierłoż, aby zwiedzić Wilczy Szaniec, byłą wojenną kwaterę Hitlera, z której przez lata zarządzał on III Rzeszą. Poszperaliśmy trochę w internecie i opracowaliśmy plan wycieczki: dojazd autobusem, zwiedzanie pierwszej części kompleksu, posiłek w restauracji na miejscu, dalsze zwiedzanie i powrót do Kętrzyna, również autobusem.
Po dojechaniu na miejsce zakupiliśmy bilety, sprzedający pan uparł się, że sprzeda nam ulgowe, mimo że gorąco zapewnialiśmy, że od dawna żadne z nas studenciaki i nijak tańsze bilety nam się nie należą. Pan jednak nalegał, cóż, podziękowaliśmy rozradowani, zaopatrzyliśmy się w przewodnik i zagłębiliśmy w żelbetowe ruiny.
Dochodziła piętnasta, gdy głodni i umęczeni nacisnęliśmy klamkę restauracji. Zamknięto ją nam przed nosem. Cóż, Wielki Czwartek, komu by się chciało pracować, jak niepyszni przeszliśmy na drugą stronę szosy, by zobaczyć kolejne obiekty.
Burczało nam w brzuchach, gdy po powrocie przed restaurację przekonaliśmy się, że autobus w kierunku Kętrzyna odjeżdża dopiero za dwie godziny. Pusto, wydawało się, że wszyscy już odjechali, byliśmy skazani na głodowanie.
Wtem na parkingu pojawił się starszy pan, jak się okazało przewodnik. Postanowiłam użyć swojego uroku osobistego i poprosić, by nas podwiózł. Pan przewodnik z bólem serca powiedział, że jedzie tylko do pobliskiej wioski, ale może nas tam podrzucić. Już mieliśmy zwiesić nosy na kwintę, gdy Pan ów zatrzymał wyjeżdżający z lasu samochód terenowy, w którym znajdowali się trzej postawni mężczyźni ubrani w moro. Przestraszyliśmy się nieco, gdy zamachali do nas i zaprosili do środka. Podziękowaliśmy przewodnikowi i ulokowaliśmy się w samochodzie. Okazało się, że ci panowie to opiekunowie Wilczego Szańca, pracujący nad usprawnieniem niektórych sprzętów z czasów wojny. Podwieźli nas do samego centrum Kętrzyna, mimo że nie było im po drodze, a sama podroż była czystą przyjemnością.
Dziękujemy.

Wilczy Szaniec

Pobierz ten tekst w formie obrazka
21 września 2011, 16:35 przez aguthek (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
148
(w tym negatywnych:
14
)
plus Wspaniałe
134

1