Będąc jeszcze na pierwszym roku studiów, raz w miesiącu jeździłam do śp. Babuni, która mieszkała na wsi. Wracałam zawsze porannym autobusem, który dowoził mnie do miasta, z którego miałam pociąg do miasta wojewódzkiego, siedziby mojej Alma Mater.
Któregoś razu jakoś ciężko było nam się rozstać i w rezultacie wyszłam o parę minut za późno. Biegłam przez pola obładowana wszelkiego rodzaju dobrami spożywczymi, które wręczyła mi Babcia, co chwila nerwowo spoglądając na zegarek, by dotrzeć do szosy i na przystanek. Nie zdążę!
Gdy dobiegłam do drogi, zauważyłam autobus stojący jakieś 20 m przed przystankiem. Niewiele myśląc pobiegłam resztką sił i nawet nie zastanawiałam się, dlaczego ten PKS wydawał mi się jakiś... dziwny. Wparowałam zdyszana do środka, jakoś dziwnie pusto, raptem kilku pasażerów. Autobus ruszył, ja efektownie się zatoczyłam, ale w końcu złapałam równowagę i sięgnęłam po portfel, by zapłacić za bilet.
Kierowca przypatrywał mi się z wesołymi chochlikami w oczach, a gdy poprosiłam o bilet, zaczął się śmiać. Wyjaśnił mi, że zobaczył jak biegnę, więc zdecydował, że zaczeka, bo PKS zdążył już odjechać, a on rozwozi do domów z nocnej zmiany pracowników pobliskiego zakładu.
W ten sposób nie dość, że nie spóźniłam się na pociąg i na zajęcia, to jeszcze zaoszczędziłam na bilecie.
Któregoś razu jakoś ciężko było nam się rozstać i w rezultacie wyszłam o parę minut za późno. Biegłam przez pola obładowana wszelkiego rodzaju dobrami spożywczymi, które wręczyła mi Babcia, co chwila nerwowo spoglądając na zegarek, by dotrzeć do szosy i na przystanek. Nie zdążę!
Gdy dobiegłam do drogi, zauważyłam autobus stojący jakieś 20 m przed przystankiem. Niewiele myśląc pobiegłam resztką sił i nawet nie zastanawiałam się, dlaczego ten PKS wydawał mi się jakiś... dziwny. Wparowałam zdyszana do środka, jakoś dziwnie pusto, raptem kilku pasażerów. Autobus ruszył, ja efektownie się zatoczyłam, ale w końcu złapałam równowagę i sięgnęłam po portfel, by zapłacić za bilet.
Kierowca przypatrywał mi się z wesołymi chochlikami w oczach, a gdy poprosiłam o bilet, zaczął się śmiać. Wyjaśnił mi, że zobaczył jak biegnę, więc zdecydował, że zaczeka, bo PKS zdążył już odjechać, a on rozwozi do domów z nocnej zmiany pracowników pobliskiego zakładu.
W ten sposób nie dość, że nie spóźniłam się na pociąg i na zajęcia, to jeszcze zaoszczędziłam na bilecie.
autobus pracowniczy
Komentarze