Wracałam pewnego wieczoru do domu od koleżanki, dodam, że mieszkam na wsi i musiałam iść po dosyć mało oświetlonej szosie. Idę spokojnie, nagle słyszę kroki za sobą. Odwracam się, idzie za mną młody chłopak, pospolity dres. Jako, że jestem panikarą, udaję, że patrzę na zegarek i zaczynam biec. Zima, droga oblodzona, poślizgnęłam się i runęłam głową o lód. Chłopak podbiegł do mnie, pyta się czy nic mi nie jest i pomaga wstać. Jak widać oceniłam go po pozorach, nie był złodziejaszkowatym kibolem.
- Przynajmniej nie musisz sobie przykładać lodu, droga sama ci podłożyła - zażartował.
Zaproponował, że odprowadzi mnie do domu, mieszkał kilka ulic dalej. Żartowaliśmy do końca drogi, pod moją rezydencją wymieniliśmy się numerami. Do dziś jesteśmy przyjaciółmi, chociaż już dawno temu się to wydarzyło.
I okazało się, że wcale nie jest dresem-po prostu założył bluzę, bo było za zimno na T-Shirt.
- Przynajmniej nie musisz sobie przykładać lodu, droga sama ci podłożyła - zażartował.
Zaproponował, że odprowadzi mnie do domu, mieszkał kilka ulic dalej. Żartowaliśmy do końca drogi, pod moją rezydencją wymieniliśmy się numerami. Do dziś jesteśmy przyjaciółmi, chociaż już dawno temu się to wydarzyło.
I okazało się, że wcale nie jest dresem-po prostu założył bluzę, bo było za zimno na T-Shirt.
Dresowaty Przyjaciel ;)
Komentarze