Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Mój mąż (zapalony harleyowiec) kilka miesięcy temu miał wypadek motocyklowy. Ot, niby z pozoru delikatna stłuczka, ale zakończyła się kilkoma poważnymi złamaniami. Na szczęście Ślubny był przytomny i prosto z karetki zadzwonił do mnie by poinformować mnie o tym, co się stało. Tego samego dnia mieliśmy spotkać się z grupą naszych najlepszych przyjaciół, toteż wysłałam ′grupowego′ smsa do całej ekipy że, niestety, impreza odwołana. Nie minął kwadrans, a cały komplet (osiem osób), podjechał samochodami po mnie i ruszyliśmy do szpitala. Każdy zabrał coś dla niego- picie, jedzenie, przybory toaletowe- jednym słowem wszystko, o czym w zdenerwowaniu ja mogłam zapomnieć.
Niezwykle wyrozumiały okazał się także dla nas personel szpitala- pozwolono po 20:00 (odwiedziny do 19:00) wejść dziewięciu osobom na oddział. Pielęgniarki nawet żartowały, że całe miasto przyjechało, że mój Luby to chyba musi być jakimś celebrytą :). Gdy zobaczył naszą ekipę w komplecie, obładowaną tymi wszystkimi rzeczami dla niego, nawet nie starał się ukryć wzruszenia.
Nie spodziewałam się także jednej rzeczy. Mąż chwilowo nie miał ubezpieczenia, pech chciał że skończyło mu się dzień przed wypadkiem. Wtedy, jak wiadomo, ponosi się wysokie koszta pobytu w szpitalu. A na co wpadli nasi przyjaciele? Że urządzą koleżeńską zrzutkę i może nawet jakiś koncert charytatywny. Udało im się zebrać nawet większą kwotę, niż była potrzebna. Zgodnie ustaliliśmy że to, co zostało, odłożymy na wspólne wakacje dla nas wszystkich... albo na nowy motor :)

PS.
O codziennych odwiedzinach całej ekipy i nie tylko, gdy leżał bity miesiąc w szpitalu, wspominać chyba nie muszę?;)

przyjaciele

Pobierz ten tekst w formie obrazka
18 czerwca 2012, 21:40 przez Nawia (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
100
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
100

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…