Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Historia przydługawa ale pokazuje, że egzaminatorzy na prawo jazdy też ludzie.

Egzamin na prawo jazdy: 5 podejście.

Po 3 nie zdanym
egzaminie zmieniłam instruktora. 4 egz oblałam na mieście - ach ta niecierpliwość...

Mimo, że to już 5 podejście idę zadowolona, pewna, że tym razem się uda, instruktor mocno trzymał kciuki, powtarzał, że umiem jeździć i jak nie zdam teraz to on już mnie nie chce widzieć i nie będzie ze mną jeździł.

Przychodzi egzaminator, wsiadam do samochodu, łuk, parkowanie równoległe, ruszanie pod górkę i jazda na miasto (zdawałam jeszcze kiedy obowiązywał plac). Facet po 50-tce, zaraz mnie zagaduje, pyta o jakieś kwiatki w ogrodzie, o pogodzie i między tym gadaniem wydaje polecenia: prawo, lewo, prosto, lewo, zawracamy itp itd. Kazał mi wyjechać na 2-pasmowówkę za miasto, ustawiłam się właściwie, i chciałam wykonać prawidłowy skręt ale on kazał mi zjechać na lewy pas. Zgłupiałam, wykonałam polecenie i jadę, i czuję, że coś nie gra, egz mnie obserwuje, a ja nie wiem o co chodzi. Po paru chwilach każe popatrzeć w lusterka. I co widzę?? Szmur samochodów za mną. Olśnienie! Powinnam zjechać na prawy pas. Ale było już za późno. [E]gz kazał mi wrócić do miasta i taki wywiązał się dialog:
E - No niestety, nie udało się.
[J]a - .....
E- Będzie musiała pani jeszcze raz przyjechać na egzamin.
J- Nie przyjadę - grubym gardłowym głosem, takim jak jest się wkurzonym ale nie chce się krzyczeć(a w myślach "k*wa, nigdzie nie przyjadę, pi**olę całe prawko" itd, itp).
E- Ale pani nie umie jeździć.
J- Umiem! (takim samym głosem)
E- Niech pani nie krzyczy
J - Nie krzyczę (już pół tonu spokojniej, a raczej bardziej opanowanym głosem).
Chwilę pomilczeliśmy, ja cała wściekła, rozglądam się za jakimś miejscem gdzie mogłabym stanąć, wyjść z samochodu i j*bnąć drzwiami).
E - Tata chodzi do pracy i będzie musiał znowu dać na egzamin.
J- Tata nie pracuje.
E- No to mama?
J- Mama też nie pracuje.
E- No to mają gospodarstwo?
J - Nie mają.
E- WTF?? (zdzwiwił się, he he) No to... z czego się utrzymują?
J - (coraz mniej widziałam, bo łezki i k*wiki w oczach).... Są na emeryturze.
E - ??? (miałam ledwie 18 lat więc coś mu nie pasowało) Yyy.... Ale przecież Twoi rodzice są młodzi.
J - Starzy są!! (Wrrrrr....)
E- ??? ..... To ile mają lat? (egz pytał coraz wolniej, coraz spokojniejszym i zdziwionym tonem).
J - (szybko przeliczyłam) - Tata 74, Mama 60.*
E- No... to faktycznie... w lewo.
J- Wiem (wiedziałam, że jedziemy już do ośrodka, znałam drogę).
E- W prawo.
J - Wiem (coraz mniej widziałam przez łzy ale zwracałam uwagę na znaki, ograniczenia, itd).
Jesteśmy już tuż przy ośrodku, z naprzeciwka jedzie samochód, więc się zatrzymuję (równocześnie egz tez mi podpowiada, żeby poczekać), przy próbie ruszenia gaśnie mi samochód, jakoś mnie to nie obchodzi, kierunkowskaz raz, drugi, trzeci (przy wjeździe na MORD trzeba było kilkakrotnie użyć kierunkowskazów - czasem na tym ulewali). Egz kazał mi zaparkować, wyłączyć światła, zgasić silnik i spokojnie wysiąść. No to wychodzę z samochodu, jeb drzwiami, biorę z tylnego siedzenia torebkę, jeb drzwiami po raz drugi i ruszam. A egz....:
E- Halo, halo!!! Proszę się wrócić.
J - (ze łzami już prawie na policzkach - wcześniej jakoś udało mi się je utrzymać żeby się nie lały - z miną zbitego psa zatrzymuję się i lekko obracam) - Po co?
E - No niech się pani wróci.
Powoli, krok za krokiem, z przygryzionymi wargami, łzami na policzkach zastanawiam się, po co karze mi się wrócić skoro i tak wiem jak wygląda kartka z niezdanym egz. [E] podchodzi, wręcza mi kartkę i pyta co tu pisze. Ja konsternacja bo kartka mała i guzik widzę bo przecież ryczę. Wytężam wzrok żeby coś zobaczyć, pomału, pomału coś zaczynam widzieć, rozpoznaję litery, zaczynają się w coś układać, facet wskazuję konkretne miejsce i pyta jeszcze raz co tutaj jest. A ja się gapie jak wół na malowane wrota i widzę "p", patrze na kartkę, na egzaminatora, na kartkę, na egzaminatora i tak kilka razy, widzę uśmiech na jego twarzy i jedyne co przychodzi mi na myśl to to, że "p" oznacza prawidłowo (a powinno pozytywnie). Gapię się na egzaminatora i w końcu:
J- Prawidłowo?
E- Tak.

Myślałam, że tam oszaleję z radości! Gdyby był facet co najmniej mojego wzrostu rzuciłabym mu się na szyję ale niestety był niższy więc obawiałam się, że mógłby tego nie wytrzymać i zaliczylibyśmy glebę.

Wyszłam z ośrodka zryczana, z uśmiechem na ustach i całą drogę na busa śmiałam się sama do siebie.

Nie wszyscy egzaminatorzy chcą koniecznie kogoś ulać. Do dziś nie wiem czy egzaminatorowi zrobiło się mnie żal z powodu mojej sytuacji, czy może stwierdził, że mimo wielkich emocji nie zdekoncentrowałam się na jeździe i jechałam przepisowo czy co, w każdym razie dziękuje mu za zdany egzamin!!

* Tak, mam "starych" rodziców, którzy mogliby spokojnie być moimi dziadkami. Tak, tata miał 65 kiedy się urodziłam a mama 41. Po raz trzeci "tak", to możliwe.

MORD - Nowy Sącz

Pobierz ten tekst w formie obrazka
29 sierpnia 2011, 9:49 przez ~aaggazz | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
163
(w tym negatywnych:
20
)
plus Wspaniałe
143

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…