Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Historia o tym, że nie każdemu lekarzowi trzeba dać w łapę.

Kilka lat temu chorowałam przewlekle na zapalenie migdałków. Po
kilku perypetiach szpitalnych decyzja - do wycięcia. Był to wrzesień, a ja byłam wtedy w klasie maturalnej.
Nie pochodzę z zamożnej rodziny więc prywatny zabieg nie wchodził w grę. Chodziłyśmy więc z mamą od szpitala do szpitala prosząc błagając, bo przecież anginy nawracają co 2 tygodnie, a ja muszę być w szkole, w końcu to klasa maturalna! Niestety najbliższe terminy były w końcówce grudnia, więc dla mnie nie było szans, po prostu płakałam, że nie zdam matury no i moje zdrowie ucierpi od antybiotyków (a pomagała jedynie czysta penicylina). Jednak zdarzył się cud. Szpital, który miał zamykać laryngologię (a który też odwiedziłyśmy z mamą) jednak tej laryngologii nie zamykał, tak więc otrzymałyśmy telefon, że jednak można się zapisywać. Jak się okazało na miejscu Pani bardzo młoda laryngolog wysłuchała moich przejść, moich obaw i wcisnęła mnie na 8 października, bo akurat ktoś odwołał wizytę!
Chciałam bardzo podziękować tej Pani za zrozumienie i pomoc, bo była jedynym lekarzem, który nie wyciągnął ręki po kopertę.
Niestety nie pamiętam jej imienia i nazwiska, ale działo się to w szpitalu wojewódzkim w Gdańsku.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
17 grudnia 2011, 15:02 przez stardust (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
121
(w tym negatywnych:
20
)
plus Wspaniałe
101

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…