Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Opowiem Wam historie o najwspanialszym człowieku jakiego znałam.

Mój ojciec był lekarzem. Miałam 17 lat kiedy zginął w wypadku samochodowym.
Mimo, że minęło ponad 20 lat od jego śmierci, uwierzcie mi, do dziś spotykam ludzi, którzy opowiadają mi o tym, jak wspaniałym był człowiekiem. Powiecie: "Był lekarzem, więc jego obowiązkiem było pomagać ludziom... A poza tym pewnie za tę "pomoc" brał niezłe łapówki" Więc posłuchajcie...

O tym, że zostałam adoptowana dowiedziałam się w wieku 16 lat. To chyba najgorszy wiek na tego typu wieści, ale cóż, tak wyszło. Po pierwszym szoku jakoś to sobie "przetłumaczyłam" i nauczyłam się z tym żyć. Miałam normalny dom, kochających rodziców, brata z którym się wychowałam. Niczego mi nie brakowało, więc o co mieć żal do losu?

Pamiętam, miałam wtedy 26 lat, kiedy pewnego zimowego wieczoru odebrałam dziwny telefon. Dzwoniąca kobieta przedstawiła się imieniem i nazwiskiem, które nic mi nie mówiły. Barbara Jakaśtam wytłumaczyła gdzie mieszka i poprosiła o spotkanie. Chciała, żebym przyjechała do niej, bo musi ze mną porozmawiać. Zażądałam wyjaśnień, bo nie rozumiałam o co chodzi. Wtedy powiedziała: "Już dawno chciałam z Tobą porozmawiać, ale nie mogłam dopóki moja mama żyła." Coś mnie tknęło. Powiedziałam: "Ok, zaraz przyjadę."

Niewielka miejscowość kilka kilometrów od mojego miasta. Zwyczajne gospodarstwo. Gdy podjeżdżam zapala się światło na zewnątrz. Wychodzi po mnie mężczyzna w średnim wieku. Przedstawia się: "Stanisław, mąż Barbary", całuje w rękę, zaprasza do środka. Barbara, kobieta na oko z 10 lat starsza ode mnie stoi pośrodku kuchni z niepewną miną. Przez chwilę przyglądamy się sobie. W końcu wyciągam rękę, mówię głośno swoje imię. Ona na to, ze zna mnie lepiej, niż mi się wydaje, że wie o mnie prawie wszystko. I faktycznie... jest bardzo dobrze przygotowana do tej rozmowy. Wie ile mam lat, jaką szkołę skończyłam, za kogo wyszłam za mąż. Wie, że wiem, że byłam adoptowana. Wreszcie mówi wprost: "Myślę, że jesteśmy siostrami."

Zaczyna opowiadać o sobie, o trudnym dzieciństwie z przydomkiem "Najduch", o ciężkim życiu na wsi, spracowanych, już nieżyjących rodzicach, o ukochanej babci. Potem o tym jak założyła własną rodzinę, o mężu, o dzieciach. I w końcu o Nim. O "aniele stróżu" jej rodziny.

"Opiekował się nami wszystkimi, począwszy od babci, poprzez rodziców, mnie i męża, a skończywszy na naszych dzieciach. Babcia nigdy nie ufała żadnemu lekarzowi tak, jak Jemu, do szpitala pozwoliła się zabrać, tylko jak On powiedział, że jest to konieczne. Wielokrotnie bywał u nas w domu. Przyjeżdżał, badał i gadał, osłuchiwał i słuchał, stawiał bańki i nastawiał kości. Był na każde zawołanie, na każdą prośbę. Dawał skierowania do specjalistów, przepisywał lekarstwa, niejednokrotnie na swoje nazwisko, bo wtedy służba zdrowia nie płaciła za leki, a nam się nie przelewało. W ósmej klasie, jak miałam operacje wyrostka osobiście przyszedł na oddział dziecięcy, żeby dodać otuchy moim rodzicom, zapewnił, że będzie mnie operować Jego kolega i że wszystko będzie dobrze... no i było. Potem jak zaczęłam pracować, a rodzice już nie dawali sobie rady ze żniwami, bez żadnego problemu wypisywał mi i mojemu mężowi zwolnienia, byśmy mogli im pomóc. Prosił tylko, żeby mu nigdy nie "ściemniać" i nie udawać choroby. Mojemu najstarszemu synowi załatwił miejsce w klinice wojskowej, w mieście oddalonym o 100 km, jak mały miał zapalenie opon mózgowych, a najmłodszego wysłał do sanatorium w Rabce (co w tamtych czasach graniczyło z cudem). Zawsze uśmiechnięty, cierpliwy, bezinteresowny. Rozmawiało się z nim jak z kumplem, nie jak z "panem doktorem".

Wiesz Zosiu... myślę, że Twój ojciec wiedział, że jesteśmy siostrami. To dlatego zawsze pomagał mojej rodzinie. Nie wiem... może miał wyrzuty sumienia, że pozwolił nas rozdzielić, że nie wziął nas obu. A może chciał podziękować moim rodzicom, za to, że mnie przygarnęli..."

Barbara ze łzami w oczach wyciąga legitymacje ubezpieczeniowe, zaświadczenia, recepty, zdjęcia rentgenowskie, dokumenty. Wszystkie z pieczątkami i podpisami mojego Taty.

Dwa lata później poznałam moją biologiczną matkę. Okazałam się być jej jedynym dzieckiem.

Dlaczego więc mój Tata tak pomagał Barbarze i jej rodzinie?

To proste...
...bo mógł.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
19 listopada 2011, 7:49 przez zosiazile (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
331
(w tym negatywnych:
13
)
plus Wspaniałe
318

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…