Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Historia którą chciałabym się podzielić przydarzyła się dość dawno temu. Jechałam samochodem w góry, w nocy z Niedzieli na Poniedziałek Wielkanocny i pech chciał, że za Kielcami złapałam kapcia. Czwarta rano, szczere pole, żywej duszy. Wymamrotałam parę słów nie nadających się do druku, wywlekłam z bagażnika stosowne utensylia i już miałam przystąpić do działań naprawczych, gdy za mną zatrzymała się z piskiem opon czarna ospojlerowana bryka, z której wytoczyło się paru napakowanych kolesi, ewidentnie na lekkiej bani. Wystraszyłam się nieco, bo ciemno jak w.. Sami wiecie, cholera wie czy mnie pobiją, zgwałcą, okradną? Stałam z lewarkiem w garści i zastanawiałam się, jak tu ujść z życiem, gdy jeden z karków rozłożył ręce. Nie ręce, łapska jak bochny w geście poddania:

-ej koleżanko nie pękaj, zobaczyliśmy cię z tym warsztatem na poboczu, wymienimy ci to koło, spoko.

Osunęłam się z ulga na pobliski słupek patrząc jak domniemani gwałciciele/złodzieje/chuligani energicznie przystępują do naprawy. Okazało się że zapasowe koło miało lekko zgiętą felgę po starym puknięciu w krawężnik o czym kompletnie zapomniałam i de facto nie nadawało się do użytku, ale przynajmniej nie był to kapeć, więc założyli mi je i poradzili, żebym spróbowała doturlać się do jakiejś fachowej pomocy, po czym odjechali z piskiem tak samo nagle jak się pojawili. Wsiadałam do autka w ciężkim szoku, bo czego jak czego, ale takiej akcji się nie spodziewałam i ruszyłam dalej. Wlokłam się 40/h zastanawiając się smętnie co robić, bo nie dość że noc, to jeszcze święta. Doturlałam się wreszcie do Chojnic. Dopadłam miejscowego żulika z rozpaczliwym pytaniem gdzie tu można kupić/ zwulkanizować koło. Żulik skierował się ku pobliskiej bramie, przelazł przez płot i zaczął walić w drzwi. Po jakimś czasie z okna wychyliła się starszawa babeczka, mocno wkurzona. Uznałam, ze najwyższy czas włączyć się do akcji i zza płotu zaczęłam tłumaczyć o co mi chodzi, na co babeczka machnęła ręką i oznajmiła, że owszem to jest warsztat, ale nikt dziś mi nie pomoże po wszyscy pijani - Święta!, ale parę ulic dalej jest warsztat, którego właściciel jest abstynentem i tam powinnam się udać. Podziękowałam babeczce, żulikowi dałam dwie dychy i życzeniami wszystkiego co najlepsze i poturlałam się do polecanego warsztatu. Stanęłam pod bramą, zgadza się, szyld opona ku ozdobie jest, co teraz? Blady świt, Święta, jak ja mam nieszczęsna dobijać się do bramy? Obsobaczą mnie jak nic, o ile się obudzą. W końcu po tysięcznych rozterkach postanowiłam zadzwonić na numer widoczny na szyldzie. I stał się cud! W słuchawce odezwał się zaspany fachowiec. Zaczęłam gęsto przepraszać i tłumaczyć moją rozpaczliwą sytuację. Gość przerwał moje biadolenie, że nie ma problemu, tylko musi się ubrać, za parę minut zejdzie, a na razie mam wjechać i przestać płakać. Po czym nastąpiła druga część cudu. W Poniedziałek Wielkanocny, o szóstej rano facet zwulkanizował mi koło, naprawił zapas, a na moje pytanie ile płacę pobłażliwie machnął ręką, że daj pani spokój, Święta są, trzeba sobie pomagać, a przecież pani ma jeszcze te góry kawałek drogi, kto wie co się jeszcze przydarzy..
I jak tu nie wierzyć w magię Świąt?

mechanicy święta

Pobierz ten tekst w formie obrazka
8 października 2013, 23:48 przez ~ayshe | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
109
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
109

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…