Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Dziś będzie o wspaniałych koleżankach i ich wspaniałych narzeczonych - mężczyznach co się zowie.
Zainspirowała mnie historia KoparkaApokalipsy o
pomocnych współlokatorach.

Akt I
Kilka miesięcy temu zmieniałam mieszkanie. Sama radość! Wreszcie, po ładnych paru latach pomieszkiwania ze współlokatorkami, własny pokój, do tego z balkonem! Problem był jeden - sporo dobytku mi się przez okres studiów nagromadziło i nie da się tego po prostu do plecaka/torby zapakować i przewieźć, powiedzmy, autobusem. A chłopaka/narzeczonego lub choćby kuzyna z dużym samochodem nie mam. Taxi bagażowe też nie na moje możliwości (finansowe). Zaczęło się więc szukanie wśród bliższych i dalszych znajomych jakiejś pomocy. Po napisaniu do dziesięciu chyba osób wreszcie znalazłam - koleżanka Agnieszka uprosiła swojego narzeczonego Konrada, żeby mi pomógł.
Pakowałam się przez pół dnia ale i tak nie zdążyłam skończyć przed ich przyjazdem. Konrad trochę zły - był po 10 godzinach pracy i chciał sprawę załatwić szybko, a ja jeszcze nie gotowa. Trochę pomarudził, pokrzywił się. Ale potem udowodnił, że zasługuje na miano "wspaniałego". To on zniósł większość moich rzeczy z czwartego piętra, a potem wniósł na pierwsze piętro w nowym mieszkaniu. Wykonał dwa kursy na drugi koniec miasta z moim dobytkiem. I nie chciał za to nic - absolutnie nic. Pieniędzy za zużyte paliwo nie przyjął, a gdy zaproponowałam, że mu choć aż sześciopak piwa kupię to stwierdził, że może kiedyś, jak będę w lepszej kondycji finansowej.

Akt II
Generalnie byłam "przeprowadzona". W starym mieszkaniu zostało tylko kilka rzeczy, bez których przez jakiś czas mogłam się obejść. A wśród tych rzeczy taki "drobiazg" jak pralka. Jakości takiej sobie ale lepsza "frania" niż ręczne prania. Tyle, że pralka nie jest rzeczą, którą można wziąć "pod pachę" i do nowego mieszkania zanieść. I tu z pomocą przyszła mi koleżanka Monika i jej narzeczony Łukasz.
Długo nie mogliśmy się umówić na termin przenosin pralki, który by wszystkim pasował. Ale w końcu do tego doszło. Pojechaliśmy do mojego starego mieszkania, ja poszłam na strych sprawdzić czy zostały jakieś moje rzeczy, a Łukasz dosłownie pobiegł do piwnicy po pralkę. I znowuż - bez żadnego marudzenia chwycił pralkę w objęcia i zapakował do swojego samochodu. A gdy dojechaliśmy wniósł mi ją do mieszkania. Gdy zaczęłam coś przebąkiwać o odwdzięczeniu się usłyszałam, że nie ma sprawy. On i tak wziął swoje firmowe auto i tą przejażdżkę "wrzucił w koszty". Tak więc ja w żaden sposób odwdzięczać się nie muszę. Do tego zaoferował, że może naprawić mi rower, który rozwaliłam na krawężniku (ścieżek rowerowych w mieście jak na lekarstwo) kilka tygodni wcześniej. A jako, że zbliżały się akurat moje urodziny, to od Moniki i Łukasza dostałam milusią fioletową poduszkę. Tak, to była pierwsza część prezentu. Drugą częścią było pewna drobna kwota pieniędzy o pożyczenie której poprosiłam Monie. Dała mi ją mówiąc, że to część prezentu urodzinowego i mam się niczym nie przejmować.

Jak widać oprócz wątpliwego szczęścia w postaci "uroczej parki" współlokatorów (o nich piszę na "Piekielnych") mam także autentyczne szczęście bo mam na prawdę wspaniałe koleżanki, które dodatkowo mają wspaniałych narzeczonych.
BTW - obie pary biorą ślub za kilka miesięcy. Mam nadzieję, że czeka ich dużo szczęścia bo to dobrzy ludzie, jakich mało...

koleżanki i ich narzeczeni ;)

Pobierz ten tekst w formie obrazka
11 stycznia 2012, 19:20 przez redlady7 (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
72
(w tym negatywnych:
9
)
plus Wspaniałe
63

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…