Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

redlady7

Zamieszcza historie od: 4 grudnia 2011 - 20:03
Ostatnio: 6 lutego 2012 - 21:23
Gadu-gadu: 18970322
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 273
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 5
 
Dziś będzie o wspaniałych koleżankach i ich wspaniałych narzeczonych - mężczyznach co się zowie.
Zainspirowała mnie historia KoparkaApokalipsy o
pomocnych współlokatorach.

Akt I
Kilka miesięcy temu zmieniałam mieszkanie. Sama radość! Wreszcie, po ładnych paru latach pomieszkiwania ze współlokatorkami, własny pokój, do tego z balkonem! Problem był jeden - sporo dobytku mi się przez okres studiów nagromadziło i nie da się tego po prostu do plecaka/torby zapakować i przewieźć, powiedzmy, autobusem. A chłopaka/narzeczonego lub choćby kuzyna z dużym samochodem nie mam. Taxi bagażowe też nie na moje możliwości (finansowe). Zaczęło się więc szukanie wśród bliższych i dalszych znajomych jakiejś pomocy. Po napisaniu do dziesięciu chyba osób wreszcie znalazłam - koleżanka Agnieszka uprosiła swojego narzeczonego Konrada, żeby mi pomógł.
Pakowałam się przez pół dnia ale i tak nie zdążyłam skończyć przed ich przyjazdem. Konrad trochę zły - był po 10 godzinach pracy i chciał sprawę załatwić szybko, a ja jeszcze nie gotowa. Trochę pomarudził, pokrzywił się. Ale potem udowodnił, że zasługuje na miano "wspaniałego". To on zniósł większość moich rzeczy z czwartego piętra, a potem wniósł na pierwsze piętro w nowym mieszkaniu. Wykonał dwa kursy na drugi koniec miasta z moim dobytkiem. I nie chciał za to nic - absolutnie nic. Pieniędzy za zużyte paliwo nie przyjął, a gdy zaproponowałam, że mu choć aż sześciopak piwa kupię to stwierdził, że może kiedyś, jak będę w lepszej kondycji finansowej.

Akt II
Generalnie byłam "przeprowadzona". W starym mieszkaniu zostało tylko kilka rzeczy, bez których przez jakiś czas mogłam się obejść. A wśród tych rzeczy taki "drobiazg" jak pralka. Jakości takiej sobie ale lepsza "frania" niż ręczne prania. Tyle, że pralka nie jest rzeczą, którą można wziąć "pod pachę" i do nowego mieszkania zanieść. I tu z pomocą przyszła mi koleżanka Monika i jej narzeczony Łukasz.
Długo nie mogliśmy się umówić na termin przenosin pralki, który by wszystkim pasował. Ale w końcu do tego doszło. Pojechaliśmy do mojego starego mieszkania, ja poszłam na strych sprawdzić czy zostały jakieś moje rzeczy, a Łukasz dosłownie pobiegł do piwnicy po pralkę. I znowuż - bez żadnego marudzenia chwycił pralkę w objęcia i zapakował do swojego samochodu. A gdy dojechaliśmy wniósł mi ją do mieszkania. Gdy zaczęłam coś przebąkiwać o odwdzięczeniu się usłyszałam, że nie ma sprawy. On i tak wziął swoje firmowe auto i tą przejażdżkę "wrzucił w koszty". Tak więc ja w żaden sposób odwdzięczać się nie muszę. Do tego zaoferował, że może naprawić mi rower, który rozwaliłam na krawężniku (ścieżek rowerowych w mieście jak na lekarstwo) kilka tygodni wcześniej. A jako, że zbliżały się akurat moje urodziny, to od Moniki i Łukasza dostałam milusią fioletową poduszkę. Tak, to była pierwsza część prezentu. Drugą częścią było pewna drobna kwota pieniędzy o pożyczenie której poprosiłam Monie. Dała mi ją mówiąc, że to część prezentu urodzinowego i mam się niczym nie przejmować.

Jak widać oprócz wątpliwego szczęścia w postaci "uroczej parki" współlokatorów (o nich piszę na "Piekielnych") mam także autentyczne szczęście bo mam na prawdę wspaniałe koleżanki, które dodatkowo mają wspaniałych narzeczonych.
BTW - obie pary biorą ślub za kilka miesięcy. Mam nadzieję, że czeka ich dużo szczęścia bo to dobrzy ludzie, jakich mało...

koleżanki i ich narzeczeni ;)

Pobierz ten tekst w formie obrazka
11 stycznia 2012, 19:20 przez redlady7 (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
72
(w tym negatywnych:
9
)
plus Wspaniałe
63
I znowu miły Pan Kierowca mi się trafił.
Wczoraj jechałam do domu, na wieś. Miejscowość odległa od Lublina o
ok. 40km, połączenie takie sobie, żadnego autobusu/busa bezpośrednio.
Czekam na Dworcu PKS na "tani autobus", którym jeździła moja mama. W trakcie tego oczekiwania orientuję się, że "tani autobus" w weekendy nie jeździ. No nic - zbieram się na busa, będzie tłoczniej, drożej, ale jakoś dojadę. Pomyślałam jednak, że może zapytam kierowcy autobusu odjeżdżającego za chwilkę do Rzeszowa, czy nie opłacało by mi się z nim zabrać. Tak też zrobiłam - gdy autobus podjechał zapytałam.
Ja: - Dzień dobry! Czy ja z Panem do XXX dojadę? Zatrzymuje się tam Pan?
Pan Kierowca: - Dojedzie Pani. Ale bilet drogi.
J: - No trudno. Byle w końcu wyjechać.
PK: - Niech Pani wsiada. O widzi Pani, to autobus pospieszny. Bilet do XXX kosztuję 13zł. [Yyy, bilet na busa kosztuje 7-8zł].
Z bólem podaje banknot 20zł.
PK: - Ale ja Panią za 5 zł zabiorę. Przynajmniej sam nie będę jechał. Bo puściutko jest.
J: - A nie będzie Pan miał z tego powodu kłopotów?
PK: - A gdzie. Przecież nikt poza Panią nie jedzie.
Podziękowałam. I pojechaliśmy. Podróż była w miarę szybka i przyjemna - rozmawialiśmy z Panem Kierowcą o "sprawach bieżących". A gdy dojeżdżaliśmy do mojego przystanku Pan Kierowca zapytał czy chcę żeby się zatrzymał gdzieś indziej, poza przystankiem, żeby mi bliżej do domu było.

Jeszcze raz dziękuje Panu Kierowcy autobusu pośpiesznego relacji Lublin-Rzeszów za tak przyjemną i bezproblemową podróż!

kierowca autobusu

Pobierz ten tekst w formie obrazka
8 stycznia 2012, 15:25 przez redlady7 (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
89
(w tym negatywnych:
5
)
plus Wspaniałe
84
Spotykam wielu "piekielnych", więc tym bardziej umiem docenić ludzi, którzy praktykują cnotę uprzejmości wobec bliźnich.

Wczoraj jechałam w odwiedziny
do siostry i chrześniaka, w okolice Puław. Zaspałam i wszytko było na chybcika. Na przystanek z którego odjeżdżają busy mam 30 min piechotą. Miałam taką cichą nadzieję, że po prostu "trafię w busa" bo żadnego rozkładu na przystanku nie ma. I trafiłam, a jakże. Stoję na pasach jakieś 100 m od przystanku, mam czerwone i muszę poczekać na zmianę. Widzę, że bus podjeżdża. Brakuje mi dosłownie 30 s żeby zdążyć. Widzę, że ludzie wsiadają. Ja mam wciąż czerwone. Zastanawiam się czy uda mi się kierowcę zatrzymać przy pasach na których stoję. Hm, szosa dość ruchliwa więc pewnie nie. Następny bus przyjedzie może za 15-20 min, to trochę długo zwłaszcza, że muszę zdążyć na podmiejski w Puławach. O, zielone! Przebiegam przez jezdnię i zasuwam w stronę przystanku, z którego właśnie rusza bus. Rozpaczliwie macham łososiową parasolka, którą mam w ręku. Stanął. Dobiegam, wsiadam. O, miejsca tyle co przy drzwiach. Kiepsko.
Pan Kierowca orientuje się w sytuacji i mówi:
- Pani siądzie tutaj.
I przestawia kasę fiskalną, która stoi na siedzeniu obok niego. Uff, jadę i to nawet na siedząco.

Jedziemy. Na którymś z przystanków już poza miastem chce wysiąść młody chłopaczek (wsiadał przystanek, może dwa wcześniej). Za późno dał Kierowcy znać, ten już prawie minął przystanek.
- Ale proszę pana, ja tu wysiadam.
Kierowca stanął, właściwie już poza przystankiem. Chłopak wysiadł.

Kilka przystanków dalej. Wsiada chłopak, a za nim kobietka. Chłopak, podając odliczona kwotę:
- Puławy.
Pan Kierowca:
- To będzie 3 zł.
- Ale ja tyle nie mam. - chłopak chce wysiadać z busa.
- Dobra, wsiadaj.
- Ale ja nie mam 3 zł.
- Wsiadaj, no dalej.
Chłopaczek wsiadł. A bilet wydrukowany dla niego dostała pani za nim, bo jechała na tej samej trasie.

Małe wytłumaczenie - cena biletów na tej trasie jakoś kilka dni wcześniej wzrosła. Ludzie o tym nie wiedzieli. A Pan Kierowca na każdym prawie przystanku musiał im to tłumaczyć. I mimo tej zapewne irytującej okoliczności zdobył się podczas tego kursu na kilka miłych i uprzejmych gestów wobec pasażerów.

kierowca busa Puławy

Pobierz ten tekst w formie obrazka
4 grudnia 2011, 20:36 przez redlady7 (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
130
(w tym negatywnych:
4
)
plus Wspaniałe
126

1