Po długich i zaciekłych bataliach z ojcem, wreszcie udało mi się wyrwać z rodzinnego garażu swój rower i przetransportować go do swojego mieszkania w mieście.
Już pierwszego dnia postanowiłam wybrać się nim w miasto i przetestować prędkość poruszania się tym środkiem komunikacji na własnej skórze. Po załatwieniu kilku spraw miałam już jechać na zajęcia, kiedy niespodziewanie nastąpiło rozłączenie przedniego hamulca.
No nijak - nie działa. Nasapałam się trochę, spróbowałam naprawić, ale jako że trzeba to było wcisnąć siłowo, bez rezultatu. W końcu zrezygnowana i w dużym pośpiechu (musiałam zdążyć na wf przed zamknięciem sali) wsiadłam do tramwaju, który akurat podjechał. Oczywiście razem z rowerem.
Dwa przystanki później serce prawie mi stanęło - kontrola biletów.
Miałam przy sobie oczywiście ważną sieciówkę, jednak pan nieubłagany pan kontroler rzucił tylko okiem na mój rower i stwierdził:
- Ooo, no za ten rower to będzie mandat. Nie wolno przewozić rowerów komunikacją miejską.
- Przepraszam najmocniej, ale zepsuł mi się po drodze. Muszę go jakoś przetransportować do domu.
Pan kanar łypnął na mnie i stwierdził:
- No dobra, ale proszę wysiąść na najbliższym przystanku.
I razem ze swoim kolegą po fachu ruszył sprawdzać bilety reszcie pasażerów.
Nim dojechaliśmy do następnego przystanku wrócił do mnie, spytał co się stało i dosłownie w minutę naprawił hamulec.
Jak widać są jeszcze ludzcy kontrolerzy. Panom, którzy robili kontrolę w dwójce w stronę Ogrodów koło godziny 10 - bardzo dziękuję za wyrozumiałość i pomoc!
Już pierwszego dnia postanowiłam wybrać się nim w miasto i przetestować prędkość poruszania się tym środkiem komunikacji na własnej skórze. Po załatwieniu kilku spraw miałam już jechać na zajęcia, kiedy niespodziewanie nastąpiło rozłączenie przedniego hamulca.
No nijak - nie działa. Nasapałam się trochę, spróbowałam naprawić, ale jako że trzeba to było wcisnąć siłowo, bez rezultatu. W końcu zrezygnowana i w dużym pośpiechu (musiałam zdążyć na wf przed zamknięciem sali) wsiadłam do tramwaju, który akurat podjechał. Oczywiście razem z rowerem.
Dwa przystanki później serce prawie mi stanęło - kontrola biletów.
Miałam przy sobie oczywiście ważną sieciówkę, jednak pan nieubłagany pan kontroler rzucił tylko okiem na mój rower i stwierdził:
- Ooo, no za ten rower to będzie mandat. Nie wolno przewozić rowerów komunikacją miejską.
- Przepraszam najmocniej, ale zepsuł mi się po drodze. Muszę go jakoś przetransportować do domu.
Pan kanar łypnął na mnie i stwierdził:
- No dobra, ale proszę wysiąść na najbliższym przystanku.
I razem ze swoim kolegą po fachu ruszył sprawdzać bilety reszcie pasażerów.
Nim dojechaliśmy do następnego przystanku wrócił do mnie, spytał co się stało i dosłownie w minutę naprawił hamulec.
Jak widać są jeszcze ludzcy kontrolerzy. Panom, którzy robili kontrolę w dwójce w stronę Ogrodów koło godziny 10 - bardzo dziękuję za wyrozumiałość i pomoc!
rower Poznań tramwaj kontrola biletów kanarzy kontrolerzy
Komentarze