Jakiś czas temu spacerowałam sobie w okolicach Rynku Głównego w Krakowie. W pewnym momencie musiałam przejść na drugą stronę ulicy. Spokojnie poczekałam, gdy zapali się zielone światło i gdy już to nastąpiło, ruszyłam dalej. Niestety mniej więcej w połowie przejścia dla pieszych źle stanęłam i przewróciłam się i upadłam na kolana. Obok mnie przechodziło mnóstwo ludzi i przez dobre 20 sekund nikt nawet nie zapytał czy nic mi nie jest. Po tym czasie podbiegła do mnie starsza Pani i zapytała czy dam radę wstać i czy wszystko ze mną dobrze. Niestety zdarłam sobie kolana, bo miałam dość cienkie legginsy, ale przy pomocy tej miłej Pani udało mi się wstać. Pani doprowadziła mnie do przystanku tramwajowego i pomogła wejść do tramwaju. Okazało się, że mieszka niedaleko mnie, więc jeszcze przez chwilę rozmawiałyśmy w drodze. Po wyjściu z tramwaju, kulejąc, wróciłam do domu i zrobiłam sobie opatrunek.
Jestem wdzięczna tej Pani za okazane mi serce. Jestem też zdziwiona, że tyle osób przechodziło obok mnie i nawet nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Czy aż tak się zawsze musimy śpieszyć?
Jestem wdzięczna tej Pani za okazane mi serce. Jestem też zdziwiona, że tyle osób przechodziło obok mnie i nawet nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Czy aż tak się zawsze musimy śpieszyć?
Komentarze