Top historii
Polska: kraj ludzi biednych i ludzi, którzy przechodzą obok nich obojętni. Na rynku dość dużego miasta, dzień w dzień (jest grudzień) siedział i prosił o pieniądze bezdomny (siedzi na gazecie bez rękawiczek, w ch**owej kurtce). Mijam go zawsze, gdy idę do szkoły. Myślałam, że zrobię pewnego dnia kanapkę i się z nim podzielę, lecz zawsze z rana o tym zapominałam. Dziś i nie tylko dziś widząc widząc jak ludzie "udają", że go nie widzą, ukrywał ręce w rękawach ch***wej kurtki. Nie wytrzymałam zdjęłam swoje rękawiczki i bez słowa (nie umiałam nic wydusić) dałam mu je. Uśmiech na jego brudnej, strapionej i chłodnej twarzy - bezcenny.
Ja zauważyłam go i nie byłam obojętna TY TEŻ TAK MOŻESZ!
Ja zauważyłam go i nie byłam obojętna TY TEŻ TAK MOŻESZ!
Witam wszystkich.
Pochodzę z biednej, wielodzietnej rodziny.
Moja rodzina uczestniczy w akcji "szlachetna paczka", darczyńcy wybierają sobie rodzinę z tajnej bazy danych i przygotowują dla niej paczkę. Wcześniej wolontariusze dowiadują się co jest najbardziej potrzebne, jakie mamy marzenia itp.
Dzisiaj moja rodzina paczkę otrzymała.
Chciałam ogromnie podziękować naszym darczyńcom, którzy przygotowali aż 8 sporych paczek z jedzeniem, słodyczami, potrzebnymi środkami, kosmetykami oraz spełnili marzenie mojej najmłodszej siostry - dostała nowiutką gitarę, a mama dywan, bo wcześniejszy ma już 30 lat i nie nadaje się do użytku. Jesteśmy wszyscy poruszeni i chcielibyśmy okazać swoją wdzięczność. Mama ze wzruszenia płakała 20 minut.
Mam nadzieję, że to przeczytacie.
Dziękuję i cieszę się, ze istnieją tacy ludzie jak Wy. Wspaniali!
Pochodzę z biednej, wielodzietnej rodziny.
Moja rodzina uczestniczy w akcji "szlachetna paczka", darczyńcy wybierają sobie rodzinę z tajnej bazy danych i przygotowują dla niej paczkę. Wcześniej wolontariusze dowiadują się co jest najbardziej potrzebne, jakie mamy marzenia itp.
Dzisiaj moja rodzina paczkę otrzymała.
Chciałam ogromnie podziękować naszym darczyńcom, którzy przygotowali aż 8 sporych paczek z jedzeniem, słodyczami, potrzebnymi środkami, kosmetykami oraz spełnili marzenie mojej najmłodszej siostry - dostała nowiutką gitarę, a mama dywan, bo wcześniejszy ma już 30 lat i nie nadaje się do użytku. Jesteśmy wszyscy poruszeni i chcielibyśmy okazać swoją wdzięczność. Mama ze wzruszenia płakała 20 minut.
Mam nadzieję, że to przeczytacie.
Dziękuję i cieszę się, ze istnieją tacy ludzie jak Wy. Wspaniali!
Przypomniała mi się historia na temat tego, że dobrzy ludzie jeszcze istnieją. Mowa tu o pewnym weterynarzu.
Mieszkając jeszcze z rodzicami, pewnego lata zostałam na domostwie z moją młodszą siostrą, babcią i moim ukochanym pupilem rasy jamnik.
Wszystko fajnie, luz blues i orzeszki do momentu, aż mojego psiaka nie dorwał inny duży pies. Pamiętam jak babcia wpadła z prędkością światła do pokoju z krzykiem, że pies poszarpany co robić.
Zbiegam zobaczyć czy faktycznie jest tak źle jak mówi bo babcie jak to babcie z igły zrobią widły. Jednak tym razem jej panika była uzasadniona.
Mój psiak był z jednej strony różowiutki. Dlaczego? A to dlatego, że miał na wierzchu żywe mięso. Pies sąsiada jak złapał go zębiskami przy szyi tak rozpruł mu skórę do brzuszka. Pełno krwi, mięśnie na zewnątrz, widać, że robi się ospały co oznacza, że raczej kiepsko z nim. I teraz zaczyna się najlepsza część.
Co ja mam teraz zrobić z tym psem? Jest sobota popołudniu - gdzie ja o tej porze znajdę weterynarza? Jadę do naszego miejscowego i słyszę " niestety nie mogę Pani pomóc - nie mam sprzętu". I rób co chcesz. Dzwonie do innego. Nie odbiera. Następny to samo.
W tym momencie zastosowałam metodę wujka googla i znalazłam weterynarza jakieś 20 km od mojej miejscowości. Dzwonie, opowiadam jaka jest sytuacja, że nie wiem co mam robić i, że mój psiak prawdopodobnie już teraz odchodzi do psiego nieba.
Widać, że Pan M.L jest weterynarzem z powołania. Powiedział, że co prawda godzinę temu zamknął już gabinet ale wróci i coś poradzimy.
Historia kończy tym, że mój pies miał 15 szwów zewnętrznych i 20 wewnętrznych rozpuszczalnych. Przeszedł skomplikowaną operację i dzięki dobremu sercu Pana Doktora cieszył się życiem przez następne lata.
Mieszkając jeszcze z rodzicami, pewnego lata zostałam na domostwie z moją młodszą siostrą, babcią i moim ukochanym pupilem rasy jamnik.
Wszystko fajnie, luz blues i orzeszki do momentu, aż mojego psiaka nie dorwał inny duży pies. Pamiętam jak babcia wpadła z prędkością światła do pokoju z krzykiem, że pies poszarpany co robić.
Zbiegam zobaczyć czy faktycznie jest tak źle jak mówi bo babcie jak to babcie z igły zrobią widły. Jednak tym razem jej panika była uzasadniona.
Mój psiak był z jednej strony różowiutki. Dlaczego? A to dlatego, że miał na wierzchu żywe mięso. Pies sąsiada jak złapał go zębiskami przy szyi tak rozpruł mu skórę do brzuszka. Pełno krwi, mięśnie na zewnątrz, widać, że robi się ospały co oznacza, że raczej kiepsko z nim. I teraz zaczyna się najlepsza część.
Co ja mam teraz zrobić z tym psem? Jest sobota popołudniu - gdzie ja o tej porze znajdę weterynarza? Jadę do naszego miejscowego i słyszę " niestety nie mogę Pani pomóc - nie mam sprzętu". I rób co chcesz. Dzwonie do innego. Nie odbiera. Następny to samo.
W tym momencie zastosowałam metodę wujka googla i znalazłam weterynarza jakieś 20 km od mojej miejscowości. Dzwonie, opowiadam jaka jest sytuacja, że nie wiem co mam robić i, że mój psiak prawdopodobnie już teraz odchodzi do psiego nieba.
Widać, że Pan M.L jest weterynarzem z powołania. Powiedział, że co prawda godzinę temu zamknął już gabinet ale wróci i coś poradzimy.
Historia kończy tym, że mój pies miał 15 szwów zewnętrznych i 20 wewnętrznych rozpuszczalnych. Przeszedł skomplikowaną operację i dzięki dobremu sercu Pana Doktora cieszył się życiem przez następne lata.
Parę miesięcy temu potrzebowałam konsultacji neurologicznej. Jako, że to było na tzw. "wczoraj", umówiłam się na wizytę prywatnie. Mama, która mi lekarza wynalazła, podała namiary i kwotę, jaka się Panu Doktorowi należy. Ok, jadę.
Pan Doktor standardowo mnie obejrzał, sprawdził, co miał sprawdzić, wypisał stosowny papierek, miło pogadał. Na koniec powiedział kwotę, jaką sobie za to wszystko życzy - kwotę o połowę niższą od tej, na jaką byłam przygotowana.
Musiałam mieć w oczach jakieś wyznanie miłości chyba, bo Pan Doktor roześmiał się i podsumował:
- No co tak patrzysz, kochana? Też kiedyś byłem studentem.
Będę go wspominać do końca życia :)
Pan Doktor standardowo mnie obejrzał, sprawdził, co miał sprawdzić, wypisał stosowny papierek, miło pogadał. Na koniec powiedział kwotę, jaką sobie za to wszystko życzy - kwotę o połowę niższą od tej, na jaką byłam przygotowana.
Musiałam mieć w oczach jakieś wyznanie miłości chyba, bo Pan Doktor roześmiał się i podsumował:
- No co tak patrzysz, kochana? Też kiedyś byłem studentem.
Będę go wspominać do końca życia :)
lekarz sluzba zdrowia
Historia, która jest dowodem, że znieczulica nie jest aż tak powszechna jakby się mogło wydawać.
Dzień, jak co dzień, jadę do pracy zacnym środkiem transportu, jakim jest tramwaj, niewiele pasażerów, przystanek za przystankiem mija i nagle na jednym z nich czas postoju niestandardowo się wydłużył. Słyszę, jak motorniczy przez radio krzyczy coś o pogotowiu, pasażerowi wysiadają zobaczyć, co jest powodem tego stanu rzeczy, ja za nimi. Okazało się, że na drodze leży starszy Pan, lekko się porusza trudno ocenić czy to zasłabniecie czy jakiś atak padaczki. Konsternacja ludzi, ktoś rzuca pojęcie boczna bezpieczna, słyszę, że ktoś dzwoni na Pogotowie. Uwierzcie mi lub nie z 10 osób rzuciło się do ułożenia bocznej bezpiecznej. Musiałam ich „przegonić”, bo widać było, że Panu wstyd jest i próbuje się ruszyć. Pozycja boczna przyniosła widoczna ulgę w oddychaniu, więc ze spokojem mogliśmy czekać na przyjazd pogotowia. I NIKT nie narzekał, że spóźni się do pracy czy szkoły, wszyscy grzecznie czekali na karetkę.
Najbardziej utkwiło mi w pamięci fakt, iż jakaś uczennica wyciągnęła z torby swój strój na wf by podłożyć starszemu Panu w formie poduszki pod głowę i nie straszny był jej ślinotok owego Pana, bezinteresownie ocierała jego łzy, co więcej „Pan w garniturze” przyklękł i trzymał starszego Pana za rękę i spokojnie przekonywał go, że wszystko będzie dobrze. Gapie się rozeszli, żeby Pana nie stresować, pogotowie przyjechało i naprawdę troskliwie i delikatnie się Panem zajęło.
Tak, więc można!
Dzień, jak co dzień, jadę do pracy zacnym środkiem transportu, jakim jest tramwaj, niewiele pasażerów, przystanek za przystankiem mija i nagle na jednym z nich czas postoju niestandardowo się wydłużył. Słyszę, jak motorniczy przez radio krzyczy coś o pogotowiu, pasażerowi wysiadają zobaczyć, co jest powodem tego stanu rzeczy, ja za nimi. Okazało się, że na drodze leży starszy Pan, lekko się porusza trudno ocenić czy to zasłabniecie czy jakiś atak padaczki. Konsternacja ludzi, ktoś rzuca pojęcie boczna bezpieczna, słyszę, że ktoś dzwoni na Pogotowie. Uwierzcie mi lub nie z 10 osób rzuciło się do ułożenia bocznej bezpiecznej. Musiałam ich „przegonić”, bo widać było, że Panu wstyd jest i próbuje się ruszyć. Pozycja boczna przyniosła widoczna ulgę w oddychaniu, więc ze spokojem mogliśmy czekać na przyjazd pogotowia. I NIKT nie narzekał, że spóźni się do pracy czy szkoły, wszyscy grzecznie czekali na karetkę.
Najbardziej utkwiło mi w pamięci fakt, iż jakaś uczennica wyciągnęła z torby swój strój na wf by podłożyć starszemu Panu w formie poduszki pod głowę i nie straszny był jej ślinotok owego Pana, bezinteresownie ocierała jego łzy, co więcej „Pan w garniturze” przyklękł i trzymał starszego Pana za rękę i spokojnie przekonywał go, że wszystko będzie dobrze. Gapie się rozeszli, żeby Pana nie stresować, pogotowie przyjechało i naprawdę troskliwie i delikatnie się Panem zajęło.
Tak, więc można!
Witam, jest to moja pierwsza historia na tym portalu i mam nadzieję, że nie ostatnia.
Wspaniała w tej historii okazała się 16-latka i nie ukrywam, że również ja. Mianowicie: pewnego dnia wracając ze szkoły zauważyłem grupkę ludzi tłoczących się na skraju parku zaraz koło rynku (akcja toczy się w Rzeszowie). Po dokładnym przyjrzeniu się zobaczyłem, że kłębią się oni wokół leżącego na bruku mężczyzny. Natychmiast rzuciłem na pobliską ławkę swoją torbę i ruszyłem z pomocą owemu człowiekowi.
Dosłownie ułamek sekundy przede mną z tłumu wybiegła młoda dziewczyna i zaczęła sprawdzać stan poszkodowanego po czym przeszła do udzielanie pierwszej pomocy, ja w tym czasie wezwałem pogotowie, a chwile później zamieniłem się z nią i to ja wykonywałem uciski i wdechy.
Karetka przyjechała dość szybko i mężczyzna trafił do szpitala.
Prawie całkowicie straciłem wiarę w ludzi, ale ta dziewczyna pokazała mi, że nie wszyscy są tacy sami.
PS: Przepraszam, że się tak rozpisałem ale moim marzeniem jest zostać pisarzem, dlatego zawsze tak piszę.
Wspaniała w tej historii okazała się 16-latka i nie ukrywam, że również ja. Mianowicie: pewnego dnia wracając ze szkoły zauważyłem grupkę ludzi tłoczących się na skraju parku zaraz koło rynku (akcja toczy się w Rzeszowie). Po dokładnym przyjrzeniu się zobaczyłem, że kłębią się oni wokół leżącego na bruku mężczyzny. Natychmiast rzuciłem na pobliską ławkę swoją torbę i ruszyłem z pomocą owemu człowiekowi.
Dosłownie ułamek sekundy przede mną z tłumu wybiegła młoda dziewczyna i zaczęła sprawdzać stan poszkodowanego po czym przeszła do udzielanie pierwszej pomocy, ja w tym czasie wezwałem pogotowie, a chwile później zamieniłem się z nią i to ja wykonywałem uciski i wdechy.
Karetka przyjechała dość szybko i mężczyzna trafił do szpitala.
Prawie całkowicie straciłem wiarę w ludzi, ale ta dziewczyna pokazała mi, że nie wszyscy są tacy sami.
PS: Przepraszam, że się tak rozpisałem ale moim marzeniem jest zostać pisarzem, dlatego zawsze tak piszę.
Rzeszów pogotowie pierwsza pomoc
Chciałabym podziękować pewnej pani, która bardzo mi pomogła. ale do rzeczy. Niedawno, z grupką znajomych wybraliśmy się na paintball laserowy. Pech chciał, że podczas gry przewróciłam się i lekko zadrapałam, choć na tyle, że popłynęło mi trochę krwi. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, akurat były upały a że na widok krwi reaguję dosyć specyficznie (czytaj: wystarczy kropla a już leżę nieprzytomna), tak więc gdy wyszliśmy , po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie i zwyczajnie traciłam przytomność. Wtedy pewna kobieta, która akurat przyszła ze swoimi pociechami na zabawę, zamiast od razu po nas pójść grać poprosiła swoje dzieci, aby zaczekały, pomogły jej mnie podtrzymać i ogólnie ocucić. Jeszcze opatrzyła moje skaleczenie, gdyż sama nawet nie byłam w stanie tego zrobić. Na prawdę bardzo pragnę podziękować tejże kobiecie, gdyż pewnie gdyby nie ona to mogłabym się znaleźć w szpitalu, bo już niektórzy chcieli wzywać karetkę. Jest Pani aniołem! I przepraszam też za opóźnienie zabawy.
Szacun dla policjantów z Dąbrowy Górniczej, którzy jak ludzie zabrali mnie, męża i kumpla w drodze powrotnej z grubej imprezy na Pogorii. Powrót w niedziele rano, jak wiadomo kac tęgi autobusy, jak się okazało nie jeżdżą, bo remont drogi, do przejścia jakieś 10km. A Panowie zamiast mandaciku, bezpiecznie odstawili nas na sam przystanek tramwajowy. Są jeszcze ludzie.
Jestem od niedawna kierowcą tzn kierowczynią. Po długich poszukiwaniach zakupiłam upragnione 4 kółka. Co miałam z nim - piekielności - to moje. Ale po wielu naprawach, wymianach, przetykaniach itp. zaczęło normalnie funkcjonować i można było wybrać się w pierwszą samodzielną dłuższą wyprawę. Wolny dzień od pracy to i czasu dużo na spokojną jazdę autkiem. No więc rano wsiadam do autka, ruszam i coś mi klupie z przodu samochodu. Rożne autko wydawało już dźwięki ale takie coś - to nowość. No to zawracam na parking -i masz babo placek - złapałam gumę - flak w oponie. Jak na złość nikt ze znajomych nie mógł podjechać. No to zakasałam rękawki, wyjęłam z bagażnika instrukcję obsługi samochodu i heja za wymianę koła. Udało się znaleźć kawałek cegły w krzakach, co by autko nie odjechało, więc jest nieźle. Po dłuższym rozkminianiu, o co kaman z lewarkiem autko zaczęło się podnosić do góry. I w tym momencie zaparkował koło mnie przemiły Pan. Podeszłam do niego z instrukcją obsługi autka, zrobiłam oczka jak z kreskówki i poprosiłam czy mógłby podejść i sprawdzić czy wszystko robię oki, bo ja młody kierowca i pierwszy raz zmieniam koło w życiu itp,itd. Pan popatrzył na mnie lekko z politowaniem, pokazał oo i jak od A do Z, łopatologicznie wytłumaczył co dalej z tą felerną oponą zrobić. Bardzo chciałam podziękować Panu z czerwonego Tico z Krakowa za pomoc. Bo okazało się, że w złym miejscu ulokowałam lewarek i mogłam uszkodzić próg samochodu.
Tytułem wstępu:
We wrześniu zeszłego roku pewna kobieta spowodowała kolizję drogową i zbiegła z miejsca zdarzenia. W związku z tym pojechałam zgłosić sprawę na policję.
Akcja właściwa:
Zdenerwowana, wyjechałam spod komisariatu. Boczna uliczka, bez sygnalizacji. Skręcałam w lewo na ulicę, gdzie sygnalizacja była i o zgrozo czerwone światło. Bezmyślnie przejechałam przez przejście na czerwonym i 20 metrów dalej widzę w lusterku policyjne światła. Zjeżdżam na pobocze i otwieram okno...
P - policjant
J - ja
P: Witam Panią. Jakie tam było światło?
J: Skoro Pan tu stoi, to yyy, chyba czerwone?
Już myślę, że będzie mandacik i to nie mały, na co Pan policjant:
P: No. To żeby mi to było ostatni raz!
Uśmiechnął się i wrócił do radiowozu.
Przez chwilę siedziałam osłupiała i nie wierzyłam w to co się stało. Do momentu, aż po prostu odjechali.
I w tym miejscu chciałam podziękować Panu policjantowi z Gdańska, dzięki któremu nie musiałam płacić mandatu, na który mnie nie stać. I za zwykłą ludzką postawę.
Dziękuję!
We wrześniu zeszłego roku pewna kobieta spowodowała kolizję drogową i zbiegła z miejsca zdarzenia. W związku z tym pojechałam zgłosić sprawę na policję.
Akcja właściwa:
Zdenerwowana, wyjechałam spod komisariatu. Boczna uliczka, bez sygnalizacji. Skręcałam w lewo na ulicę, gdzie sygnalizacja była i o zgrozo czerwone światło. Bezmyślnie przejechałam przez przejście na czerwonym i 20 metrów dalej widzę w lusterku policyjne światła. Zjeżdżam na pobocze i otwieram okno...
P - policjant
J - ja
P: Witam Panią. Jakie tam było światło?
J: Skoro Pan tu stoi, to yyy, chyba czerwone?
Już myślę, że będzie mandacik i to nie mały, na co Pan policjant:
P: No. To żeby mi to było ostatni raz!
Uśmiechnął się i wrócił do radiowozu.
Przez chwilę siedziałam osłupiała i nie wierzyłam w to co się stało. Do momentu, aż po prostu odjechali.
I w tym miejscu chciałam podziękować Panu policjantowi z Gdańska, dzięki któremu nie musiałam płacić mandatu, na który mnie nie stać. I za zwykłą ludzką postawę.
Dziękuję!