Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Lat temu wiele. Pojechałam z drużyną harcerską na zimowisko w góry. Pewnego dnia zorganizowano nam grę terenową, do której zostaliśmy podzieleni na pary: młodsza dziewczyna ze starszą. Niby brakowało mi ledwie parę dni do 18-stki, ale pierwszy raz widziałam góry na oczy, coś tam się oczywiście wiedziało, ale na pewno człowiek nie był przygotowany na taką sytuację, zwłaszcza na - zdawałoby się bezpiecznym - terenie ośrodka.
Poprzedniej nocy była śnieżyca. Śnieg bardzo suchy, lekki, sypki, jak pył, na dodatek wiał wiatr i wszystko było równiutko przywiane. Dosłownie jak stół.
Szłyśmy z koleżanką, miejscami może podbiegałyśmy truchtem z radości, śniegu ledwo do kostek, żyć nie umierać.
I nagle siup. Ni z tego ni z owego siedzimy w zaspie po pas. Teren był tak równiutko zawiany, że nie miałyśmy pojęcia, że pod śniegiem było jakieś... Do dziś nie wiem do końca co. Jakieś stromościenne obniżenie terenu. Trudno, trzeba wstać, bo oczywiście obie złapałyśmy zająca i wygramolić się z powrotem, a tu... Nie idzie. Śnieg był tak sypki, taki jakiś watowaty, że nie szło w nim zrobić kroku, mielił się nam pod stopami. Ani przejść, ani poodgarniać na kształt tunelu się nie dało. Nigdy wcześniej, ani nigdy później już takiego nie widziałam, w każdym razie wiedziałyśmy, gdzie jest podwyższenie, nieco więcej, jak metr od nas, ale w żaden sposób nie mogłyśmy na nie wejść. Wołać na resztę grupy się bałyśmy, tyle się przecież mówi, żeby nie krzyczeć w górach, komórki wtedy jeszcze rzadko kto posiadał. Czekamy więc na zmiłowanie, niedługo powinni wracać. Nie wiem, jak długo tam tkwiłyśmy, próbowałyśmy się ruszać, potupywać, podskakiwać, ale to wszystko mało, zimno jak licho. Spodnie przemokły, rajstopy pod nimi też. I nagle, bez żadnego przejścia, gwałtownie zrobiło mi się ciepło. Dosłownie uczucie, jakby ktoś owijał mi nogi rozgrzaną watą, a na całym ciele i w głowie rozluźnienie, przyjemna błogość. Wspaniałe uczucie. Dopóki nie przyszła mi do głowy czytanka przerabiana w pierwszej czy drugiej klasie, czyli z dziesięć lat temu. O dziewczynce, którą śnieżyca zaskoczyła w drodze ze szkoły, szła kilka km pod wiatr, po czym zmęczona siadła przy drodze, żeby odpocząć i tam ją znalazł ojciec, który wyjechał po nią pługiem. W każdym razie skojarzyłam, że czuję dokładnie to samo, co ona.
Otrzeźwiałam w sekundę. Nie mam pojęcia, jak mi się to udało, ale w panice skoczyłam ponad powierzchnią śniegu, tak jak delfin. Drugi skok i byłam na równym. Wychodząc na grę kazano nam zabrać kilka przedmiotów, m.in. sznurek. Dzięki niemu jakoś wyciągnęłam koleżankę i pobiegłyśmy do schroniska.

Człowieku, który umieściłeś tą czytankę w podręczniku. Nie wiem, co Cię skłoniło do przekazania jej małym dzieciom, pamiętam, że wydawała się nam wtedy straszna (w tamtych czasach nie bawiliśmy się od kołyski lalkami monster high, ani nie przebieraliśmy na halloween), ale gdyby nie to, prawdopodobnie myślałabym, że ciepło jest wynikiem ruchu i nie udałoby mi się wyjść. Dziękuję Ci. Po prostu dziękuję.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
13 stycznia 2017, 22:14 przez ejcia (PW) | Skomentuj (1) | Do ulubionych
Głosów
0
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
0

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…