Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Top historii


Dociera do mnie z opóźnieniem wiadomość o śmierci Przyjaciela. Jest to wtorek rano a pogrzeb w środę rano. Tej nocy i następnej mam mieć dyżur, więc trudno byłoby wyrwać parę godzin na pogrzeb (dyżury 19-07 + godzina na dojazd).
Idę do Szefowej i mówię:
- Annita, nagle się dowiedziałem że kolega zmarł, pogrzeb itd...
Co robi "typowy szef".
"Typowy szef" mówi: Nie mam nikogo na zastępstwo, to nie rodzina, idź jak chcesz, ale na dyżur musisz przyjść.
Co mówi Annita?
- Rozumiem. Masz wolne dzisiaj i jutro (!!!).
Bez "szefowskich" jęków, bez marudzenia. Po prostu: "Daję ci dwie wolne noce".
Na temat Annity (nie błąd - Annita a nie Anita) mógłbym napisać książkę.
TYLKO pozytywy.
Gdy Annita zmarła - oddział się "rozleciał".
Na JEJ pogrzebie byli wszyscy, nawet ci, którzy już od dawna z nami nie pracowali. Brakowało tylko tych, którzy MUSIELI mieć dyżur.
PS. Oddział obecnie nosi imię Annity.

Annita pogrzeb szefowa

Pobierz ten tekst w formie obrazka
16 stycznia 2016, 19:44 przez Photo (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
50
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
50
Zdarzyło się to dawno, dawno temu.
Rok 1983, pierwsze dni naszej emigracji.
3 dni w obozie Traiskirchen pod Wiedniem (kto był,
wie O CZYM piszę). My z dwójką malutkich dzieci a trzecie w drodze.

Jako rodzina z dziećmi dostajemy po 3 dniach (te 3 dni w obozie to temat na Piekielnych, ale co tam, wolę pisać o DOBRYCH ludziach) skierowanie do pensjonatu. Idziemy do naszego Malucha (stał na wewnętrznym parkingu obozowym). Biorę walizki z bagażnika - dziwnie lekkie. Już nas poganiają, że nas popilotują do pensjonatu. Dojechaliśmy, wyładowaliśmy się i tu .... walizki całkowicie PUSTE. Tylko z powietrzem. (Byłby temat na Piekielnych, ale niech tam, może szczęścia złodziejowi dziecięce ciuszki nie przyniosły). Mamy tylko to, co na sobie.
I teraz akcja. Pierwsze godziny w pensjonacie, my jeszcze rozdygotani, Państwo Właściciele przytulili (przenośnie) do serca i od słowa do słowa co się stało.
Agencja JPP (Jedna Pani Powiedziała) zadziałała. Cała wieś (bo to taka większa wieś, małe miasteczko - typowe w Austrii) się skrzyknęła. Zarzucili nas, dosłownie zarzucili takim stosem rzeczy, że chyba kilkakrotnie przekroczyło to to, co mieliśmy. O jakości nie wspomnę. Przypominam, że był to rok 1983, w Polsce nie było nic, więc to, co dostaliśmy było niesamowitym darem.
Gdy po paru miesiącach wylatywaliśmy za Ocean, część z tych rzeczy zostawiliśmy dla innych Rodaków (i nie tylko rodaków).

Austria emigracja obóz Traiskirchen pensjonat ciuszki dzieci

Pobierz ten tekst w formie obrazka
14 stycznia 2016, 1:32 przez Photo (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
22
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
22
Dzisiaj, 11.01.2016 koleżanka opisała mi sytuację, która jest dla mnie szokująca i nie spodziewałem się, że takie rzeczy się zdarzają. Mianowicie - w niedzielę koleżanka zgubiła smartfona. Porządny sprzęt, ogromny wyświetlacz. Koleżanka załamana. W poniedziałek po południu dzwoni do mnie i mówi mi, że odzyskała telefon. Znalazł go jakiś chłopak i oddał. Nie pamiętam jak się skontaktowali. Koleżanka chciała mu dać jakieś pieniądze w nagrodę - nie wziął. Chłopie - jesteś wielki. Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że takie rzeczy się zdarzają w dzisiejszych czasach. Jestem w szoku do tej pory i prędko z niego nie wyjdę. Wielki szacunek dla znalazcy.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
11 stycznia 2016, 19:29 przez Krucek (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
27
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
27
Działo się to tydzień temu.Obiad, leniwa niedziela, pełne gro rodzinne przy stole z moim narzeczonym w komplecie.Nagle rozdzwonił się dzwonek. Jako,że mój OMC mąż miał najbliżej do drzwi wyjściowych (mieszkam w domu jednorodzinnym) poszedł zobaczyć kogo tam licho przyniosło. Wrócił patrząc na mnie z lekką kpiną oraz moim dowodem w dłoni. Okazało się,że przy supermarkecie zgubiłam swój plastik potwierdzający tożsamość. Prawdopodobnie wysunął mi się z portfela, i został znaleziony przez dziadka ok 70+. Byłam w wielkim szoku, a rodzina zrobiła nade mną sąd typu 'obudziłabyś się któregoś pięknego dnia i znalazła w skrzynce wezwanie do spłaty kredytu'.

Sama nie wiem jak mi wypadł ten różowy kawałek plastiku, a rodzina od tej pory naśmiewa się,że kiedyś zgubię własną głowę.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
10 stycznia 2016, 21:12 przez RozowaPantera (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
13
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
13
Wiem, że pani od chemii tego raczej tutaj nie znajdzie, ale chciałabym podziękować za to co dla mnie robiła.
Rok
temu chodziłam do pierwszej klasy gimnazjum. Owe gimnazjum znajdowało się w mieście oddalonym o 20 km od mojego miejsca zamieszkania. Jak to w takich przypadkach bywa kursy autobusu są co 1,5 - 2 godziny (zależy jaka pora dnia).
Wszystkie zajęcia w dni szkolne oprócz czwartku kończyły się z godzinnym / półgodzinnym oczekiwaniem na autobus.
W czwartki jednak lekcje kończyły się 15 min przed odjazdem autobusu. Przystanek oddalony jest od szkoły o 250 m, a ja nie mogę za bardzo biegać to PRAKTYCZNIE powinnam mieć zwolnienie od rodziców.

I tutaj wielkie podziękowania dla pani od chemii, która wypuszczała mnie z klasy 5 min przed dzwonkiem i dzięki temu za każdym razem zdążyłam na autobus. Okazało się, że owa pani jest byłą dyrektorką tej szkoły. Bardzo dużo ryzykowała wypuszczając mnie, dlatego też DZIĘKUJĘ PANI BARDZO.

szkoła

Pobierz ten tekst w formie obrazka
Głosów
23
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
23
Wracamy sobie z Rzymu liniami Al Italia.
W drodze moja Lepsza Połowa nagle zaniemogła. Po prostu tak straszliwy ból biodra,
że odcinek od samolotu do terminalu (było to w Mediolanie, lot Rzym-Mediolan-Londyn) przeszliśmy chyba w pół godziny (normalnie z 5 minut).
Dowlekliśmy się do bramki, samolot za 3 godziny. Za kilka minut przychodzą, przepraszają, ale będą sprzątać i musimy opuścić "lokal". Próbujemy iść, ja bez problemu, ale moja Połówka za skarby świata wręcz kroku nie zrobi. Podjechali wózkiem, przewieźli Ją do poczekalni ogólnej i tu zaczynają się dobrzy, och jak dobrzy ludzie.
Przychodzi pani szefowa (nie wiem, jakie to stanowisko, ale latali wokół niej). Na szczęście znała angielski, nawet bardzo dobrze, bo nasz włoski to "Prego, grazie" i parę innych. Spędziła na telefonie chyba z pół godziny i co załatwiła? Pełen serwis w Mediolanie ORAZ w Londynie. Fakt, takie coś można sobie zamówić bez problemów on line, ale trzeba to zrobić minimum 2-3 dni (!) przed wylotem, a my w trakcie i to na lotnisku tranzytowym. Zawieźli nas (no, nie mnie, hi hi hi, ale moją Najlepszą Połowę do "Sala Amica" ("Pokoju Przyjaciół") i od tej chwili byliśmy pod czułą, dosłownie czułą opieką Milano Linate L'aeroporto. Transfer do samolotu był prywatnym specjalnym busikiem, dostarczyli nas do samolotu chyba 5-10 min przed pasażerami. W Londynie też już czekali na nas.
Grazie mille Signora Direttrice (nie wiem kim była Pani, dla mnie Dyrektorką o WIELKIM SERCU).

Mediolan lotnisko pomoc Sala Przyjaciół ludzie z sercem

Pobierz ten tekst w formie obrazka
6 stycznia 2016, 5:20 przez Photo (PW) | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
26
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
26
Zmęczony wróciłem z pracy i po kąpieli postanowiłem się zdrzemnąć.
Już prawie usypiałem, gdy usłyszałem donośny głos wnuczki:
-
Dziadku! Dziadku!
- Co skarbie?
A bo ja włączyłam telewizor, ale tak cichutko coby Cię nie obudził.
Podziękowałem.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
2 stycznia 2016, 21:05 przez s3ga (PW) | Skomentuj (3) | Do ulubionych
Głosów
19
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
19
Cieszę się, że na świecie są tacy ludzie jak Pan kierowca autobusu, którym jeżdżę. I na 200 % można go nazwać dobrym człowiekiem (anioł to musiałby być mega, chociaż nie wiele mu do tego brakuje).

Jako, że jestem osobą niepełnosprawną posiadam ulgę na bilet. I to dosyć dużą, bo z 3 zł płacę od 70 groszy do 90 w zależności gdzie wysiadam, ale aktualnie posiadam bilet miesięczny.

Z tymże kierowcą bardzo często rozmawia duuuużo ludzi. A parę z nich (w tym ja) to już się śmiejemy, np. Co tak wcześnie? itp.

Sytuacja z przed dwóch miesięcy:
Nie wiem jak zapodział mi się miesięczny, zauważyłam to rano, a czasu mało. Idę na przystanek z przygotowaną złotówką. Wsiadam:
- Ulgowy dla niepełnosprawnych. (I tak po przyjacielsku dodałam) Gdzieś mi się bilet zapodział, ale wolę mieć.
A ten mi z uśmiechem i gestem pokazuje, żebym siadała i dodał, że w razie kontroli to wtedy...
No co miałam zrobić? Usiadłam.
Wracam kursem powrotnym z tym samym kierowcą. Od razu po wejściu mówię, że chcę zapłacić za dwa bilety (ten co wcześniej i ten powrotny), a ten mi znowu z uśmiechem i gest dłoni, żebym siadała. No może 2 zł, to dla niego nic, ale ciepło w sercu, że hej.

Jestem osobą, która własnej rodzinie wierzy. Kiedyś mój brat nagadał mi głupot na tego pana, a ja w to uwierzyłam. No i wyszło na to, że pan kierowca miał rację. A ten gość to chyba się za bardzo przejmuje wszystkim, bo podchodzę do niego do kabiny i chcę go przeprosić:
- Muszę pana za coś przeprosić.
Idiota zatrzymał autobus.
Ale czekoladę przyjął na przeprosiny i podziękowanie (za wyżej wymienioną sytuację)

Ostatnio mam problemy z nogą. Duże, bo w zasadzie biegać nie mogę. Kiedyś musiałam się wcześniej zwolnić z lekcji, bo kończyły się 14.05, a autobus odjeżdża 300 metrów dalej o 14.18. No i kłócę się z nauczycielką, że nie mogę biegać, żeby mnie puściła (ale jej racja bo nie miałam zwolnienia). No i dzwonek na koniec lekcji. Lecę do drzwi, jednocześnie ubierając kurtkę i biegnę na ten przystanek. 14.12 dobiegam do drzwi i w chwili próby wejścia do autobusu, niestety moja noga odmówiła posłuszeństwa. Wywróciłam się prawie, bo zdążyłam wyciągnąć ręce do przodu, a gdy w końcu się ogarnęłam, patrzę na kabinę - "dobry" pan kierowca.
Tak ogólnie to spytał czy wszystko w porządku, czy pomóc. No i potem jeszcze wysłuchał powód wywrócenia się (szkoła). Od tamtej pory zmuszona jestem nosić stabilizator, a ja i pan kierowca, chyba można to tak nazwać, że jesteśmy przyjaciółmi.
Panie kierowco z lini "23" w woj.małopolskim - DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
Głosów
17
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
17
Zdarzyło się to w drodze.
Jadę sobie takim Texaskim "wygwizdowem" (dla informacji w drodze do Panna Maria,TX - pierwszej polskiej
osady nie tylko w Texasie ale i w USA). Droga przez miasteczka. W jakimś miasteczku znak: 50 (MPH), za chwilę 40, i dosłownie za 150-200 m - 30. Właśnie w tym ostatnim jeszcze nie zdążyłem zwolnić do 30, jechałem jakieś 40-42 MPH i... no właśnie.
Światełka (takie niebiesko-czerwono-białe)za mną. Cóż, staję.
Wyciągam prawo jazdy.
Podchodzi Pan Policjant, grzecznie "Dzień dobry", przedstawia się i pyta, czy wiem, dlaczego mnie zatrzymali. Mówię, że wiem, ale po prostu nie spodziewałem się tak szybko tej "trzydziestki". Pan raz jeszcze popatrzył na prawo jazdy, na tablicę rejestracyjną, oddaje mi prawo jazdy i ... życzy "szerokiej drogi" I "proszę uważać".
Do dziś nie wiem, dlaczego puścił mnie bez niczego. Podejrzewam, że był "kolegą" z pewnej organizacji, którą miałem uzewnętrznioną na tablicy rejestracyjnej (można mieć takie tablice), a służbowo nie mógł nic mówić. Może Polak z pochodzenia?
Nie wiem.
Thank you, officer.

Texas szybkość rejestracja Polak samochód

Pobierz ten tekst w formie obrazka
29 grudnia 2015, 2:13 przez Photo (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
10
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
10
Historia krótka, ale pozytywna i podnosząca na duchu. Dzień przed wigilią, około godziny 22 siedziałem z kumplem w ciemnym parku i popijaliśmy sobie piwko. Kulturalnie, pierwsze z dwóch zaplanowanych. Musiałem się wyluzować, bo życie dało mi kolejnego w tym roku kopa w zad. A kopów było sporo. Siedzieliśmy po cichutku, rozmawiając i sącząc złoty trunek. W ciągu dwóch godzin minęły nas dwie osoby - dwie kobiety z psami...
W pewnej chwili z naszej lewej strony wytoczyła się furgonetka policyjna i oświetliła nas "długimi". Wiadome było o co chodzi. Panowie policjanci podjechali do nas, przedstawili się i mówią wiadomo co - będzie mandat za spożywanie w miejscu publicznym (publiczne jak cholera szczególnie o 22:00). mandat w wysokości 100 złotych. Załamka, bo to kolejny kop w zad. Dwaj policjanci otwierają busa, w środku siedzi ich jeszcze ze czterech. Mówią nam, że przyjechali w tylu, bo dostali zgłoszenie na interwencję. Pytamy więc czy nie da się zakończyć na pouczeniu. Nie da się. I wtedy pada propozycja:
- ale jak wyrzucą panowie butelki to możemy wypisać za zaśmiecanie po 50 złotych.
Zgodziliśmy się bez zastanowienia, przyjęliśmy mandaty i pożegnaliśmy życząc sobie wesołych świąt. Pozdrawiam policjantów:)

policja alkohol park

Pobierz ten tekst w formie obrazka
25 grudnia 2015, 11:23 przez Krucek (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
15
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
15