Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Top historii


Widziałam dziś na ulicy zakochaną parkę. Szli trzymając się za rączki, w pewnym momencie pan zatrzymał się i zaczłął poprawiać pani kosmyk włosów, który wysunął się spod czapki, na koniec pocałował ją w czoło, poszli dalej.
Co w tym wspaniałego? Ano to, że "zakochana para" miała na oko 80 lat. :)

Pobierz ten tekst w formie obrazka
4 lutego 2016, 18:27 przez ejcia (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
38
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
38
Witam. Zacznijmy od tego, że jestem gimbuś, który mieszka na mniej zamieszkanej dzielnicy Rzeszowa. A w tym mieście wszędzie Biedronki.

Tego dnia zamierzałem pójść do kolegi. Poszedłem do Biedry po tanie picie z "idealnie odmierzoną kwotą", bo cena zawsze ta sama,a ja jestem dość oszczędny, więc nie chciałem trafić na promocje. Wchodzę, biorę i do kasy. Czekam chwilę w kolejce do pani ok.50 lat, płacę... i zabrakło 10 gr. W przypadku sklepu to zbrodnia, bo podatki itp.

k-kasjerka
j-ja

k-(po przeliczeniu)zabrakło 10gr
Ja zaczynam szukać w kieszeniach, bo może nie zauważyłem.
k-Później pan przyniesie
j-wrócę wieczorem

No i wróciłem z tymi 10 gr. Ona powitała mnie uśmiechem. Ogólnie obsługa w tych sklepach jest miła, ale to...

Biedronka Rzeszów Gimbus Obsługa

Pobierz ten tekst w formie obrazka
26 lutego 2016, 14:44 przez wittusus (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
13
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
13
Pracuję w sklepie jako kasjerka. Zawsze na pierwszej zmianie trzeba przyjąć prasę i rozłożyć ją na półce. Dzień jak jak zawsze, tak sobie biegam między kasą a półką. Już kończyłam, wkładałam właśnie ostatnie gazety na najwyższe miejsce, a że wzrostem nie grzeszę to musiałam stanąć na palcach dodatkowo miejsca było mało, gazet dużo z dodatkami, więc trochę musiałam się pomęczyć, żeby je pomieścić. Tak się składa, że gazety są akurat przy samym wejściu. Wchodzi jeden ze stałych klientów, zobaczył co robiłam, podszedł.
- Ja Pani pomogę.
Pomimo moich protestów wziął ode mnie to co trzymałam w rękach i włożył na swoje miejsce.

Niby nic takiego, ale humor murowany do końca dnia. Mały gest, a cieszy.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
19 lutego 2012, 0:21 przez Hermetyczna (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
62
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
62
Historia moja może mało wspaniała, ale...
Jestem szczęśliwym posiadaczem kilku narzędzi marki Fiskars, między innymi ostrzałki do noży i
siekier. Z racji tego, że dość często jej używam wytarł się w niej kamień szlifierski, a że nie mogłem nigdzie go znaleźć wysłałem na stronę producenta maila z zapytaniem, gdzie takowe cudo dokupić. Jaka była reakcja Fiskarsa? Ano taka, że zadzwoniła do mnie pani konsultantka z prośbą o podanie adresu, na który mogłaby mi wysłać za darmo poszukiwaną przeze mnie część! Muszę przyznać, że do tej pory jestem pod wrażeniem, niby mała rzecz, ale przyznajcie sami, jaka inna firma zrobiłaby coś takiego? Ogólnie wielki szacun dla Obsługi klienta tej firmy, tak trzymać!

Pobierz ten tekst w formie obrazka
13 marca 2016, 13:58 przez mundziolek82 (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
29
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
29
Witam, moja historia nie jest długa i może nie jakos wybitnie wpaniała.

Co tydzień chodzę z dwoma koleżankami (nazwijmy je
Ola i Ala)
do malutkiej kawiarenki. Nasze wizyty zaczęłyśmy zaraz po otwarciu lokalu, czyli około 3 miesiące temu. Chodziłyśmy zawsze w tym samym składzie. Pare dni temu Ala zachorowała. poprosiła mnie i Olę o przyniesienie jej ulubionego napoju z kawiarni, czyli gorącej czekolady do domu, My jako dobre przyjaciółki się zgodziłyśmy (dziewczyna mieszka blisko). poszłyśmy do kawiarni, zamówiłyśmy trunek i lody (tak wiem, lodów zimą jeść nie wypada, ale tak nam się zachciało) i czekałyśmy. Pan za ladą (współwłaściciel) zaczął się dopytywać co się stało, że nie ma koleżanki. My odpowiedziałyśmy, że chora i że jako dobre przyjaciółki mamy przynieść jej ulubioną czekoladę. Pan zamyślił się na chwile i postawił przed nami zamówione napój i lody, Ola już wyciąga portfel (bo umówiłyśmy się, że ona płaci, a ja i Ala jej oddajemy) i daje wcześniej wyliczoną kwotę (16,50). Pan z uśmiechem oddaje jej 6,50 i mówi, że jak koleżanka chora, to czekolada będzie na kosz firmy. na chwilę nas zatkało. Potem zaczęłyśmy mu strasznie dziękować, a on tylko uśmiechał się jeszcze bardziej. Gdy wychodziłyśmy krzyknął za nami, żebyśmy od nie go Alę pozdrowiły. Oczywiście zrobiłyśmy to.

Taki drobny gest, a do końca dnia jak tylko pomyślałyśmy o tym to od razu banan na twarzy. Wszystkie mamy po 13 lat i pierwszy raz cos takiego nas spotkało. Jeżeli Pan to czyta, to chciałam jeszcze raz bardzo, bardzo podziękować w imieniu całej ekipy. ;)

Zycie

Pobierz ten tekst w formie obrazka
Głosów
20
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
20
Kilka dni temu moja była nauczycielka z podstawówki, widząc jak stałam na przystanku o 22 zatrzymała się, wzięła do samochodu, dała jeść i pić, pozwoliła naładować telefon i przenocować. Rano odwiozła mnie do domu i na wszystkie próby wynagrodzenia jej pomocy powiedziała kategorycznie: Nie!
Dziękuję, Pani Natalio :)

szkoła była_nauczycielka przystanek późno_w_nocy

Pobierz ten tekst w formie obrazka
22 kwietnia 2016, 16:46 przez Szczyglowa (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
17
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
17
Wczoraj (08.06.2016) byłem na całodniowej wycieczce. Kiedy jechałem dziś do szkoły, 2 przystanki po moim wejściu "kanary". Ok, patrzę za legitką z miesięcznym...NIE MA. Myślę sobie "cholera, zostawiłem w domu". No to czekam, mówię kontrolerowi, że nie mam, a ten prosi o legitkę. Mówię, że nie mam. Prosi o PESEL, żeby sprawdzić w bazie. Szukam w komie, nie ma, nie wiem co się stało, bo zapisywałem. Powiedział, żeby do rodzica zadzwonić, no to dzwonię do mamy i pytam o PESEL. On prosi, żeby dać mamę do telefonu, daję mu.

- Dzień dobry, czy pani syn posiada legitymację uprawniającą do biletów bezpłatnych?

- (nie słyszę)

- Dobrze, dziękuję, miłego dnia. (i do mnie) Następnym razem nie zapomnij biletu.


UWIELBIAM RZESZÓW

Kontrolerzy

Pobierz ten tekst w formie obrazka
9 czerwca 2016, 17:39 przez wittusus (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
12
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
12
Świeża historia z dzisiaj, ogólnie miałem zły humor tego dnia.

Gram na komputerze, a tu nagle przychodzi moja luba i
postanawia wysłać mnie na większe zakupy, więc mozolnie zbieram potrzebne rzeczy i wio do sklepu z biedronką na piechotkę 3km.

Wreszcie w sklepie, po zebraniu wszystkich rzeczy z listy wyruszam do kasy. Kolejka długa, ale po kwadransie udało się dotrzeć do miłej ekspedientki. Produkty skasowane, szukam portfela.

-Kur** mać!

Pół sklepu się na mnie patrzy, ludzie czekają w kolejce, a ja nie mam portfela, świetnie! Wszystko zapewne jest w samochodzie. Teraz weź tu człowieku próbuj zdrowo żyć kiedy życie rzuca Ci kłody pod nogi. Dochodząc do granicy wkurzenia widzę, jak pan około 40-stki wyciąga 2 banknoty 200-złotowe, podaje ekspedientce i mnie mówi, żebym spakował zakupy (wszystko 367.90zł kosztowało). Rozkojarzony trochę sytuacją biorę wszystko do toreb i zaczynam dziękować dobroczyńcy. Gdy wychodziliśmy ze sklepu nalegałem, bym mógł jakoś odwdzięczyć się bądź oddać pieniądze, ale nie! Już przy jego samochodzie, wsiadł do środka, rzucił z uśmiechem na twarzy "miłego dnia" i pojechał.

Wracam szczęśliwszy do domu i opowiadam wszystko narzeczonej. Rozchmurzyłem się na resztę dnia i dziwię się, że tacy ludzie jeszcze stąpają po Ziemii.

Wielkie dzięki!

Pobierz ten tekst w formie obrazka
7 maja 2014, 0:23 przez Misteriuz (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
77
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
77
Opowiem Wam historie o najwspanialszym człowieku jakiego znałam.

Mój ojciec był lekarzem. Miałam 17 lat kiedy zginął w wypadku samochodowym.
Mimo, że minęło ponad 20 lat od jego śmierci, uwierzcie mi, do dziś spotykam ludzi, którzy opowiadają mi o tym, jak wspaniałym był człowiekiem. Powiecie: "Był lekarzem, więc jego obowiązkiem było pomagać ludziom... A poza tym pewnie za tę "pomoc" brał niezłe łapówki" Więc posłuchajcie...

O tym, że zostałam adoptowana dowiedziałam się w wieku 16 lat. To chyba najgorszy wiek na tego typu wieści, ale cóż, tak wyszło. Po pierwszym szoku jakoś to sobie "przetłumaczyłam" i nauczyłam się z tym żyć. Miałam normalny dom, kochających rodziców, brata z którym się wychowałam. Niczego mi nie brakowało, więc o co mieć żal do losu?

Pamiętam, miałam wtedy 26 lat, kiedy pewnego zimowego wieczoru odebrałam dziwny telefon. Dzwoniąca kobieta przedstawiła się imieniem i nazwiskiem, które nic mi nie mówiły. Barbara Jakaśtam wytłumaczyła gdzie mieszka i poprosiła o spotkanie. Chciała, żebym przyjechała do niej, bo musi ze mną porozmawiać. Zażądałam wyjaśnień, bo nie rozumiałam o co chodzi. Wtedy powiedziała: "Już dawno chciałam z Tobą porozmawiać, ale nie mogłam dopóki moja mama żyła." Coś mnie tknęło. Powiedziałam: "Ok, zaraz przyjadę."

Niewielka miejscowość kilka kilometrów od mojego miasta. Zwyczajne gospodarstwo. Gdy podjeżdżam zapala się światło na zewnątrz. Wychodzi po mnie mężczyzna w średnim wieku. Przedstawia się: "Stanisław, mąż Barbary", całuje w rękę, zaprasza do środka. Barbara, kobieta na oko z 10 lat starsza ode mnie stoi pośrodku kuchni z niepewną miną. Przez chwilę przyglądamy się sobie. W końcu wyciągam rękę, mówię głośno swoje imię. Ona na to, ze zna mnie lepiej, niż mi się wydaje, że wie o mnie prawie wszystko. I faktycznie... jest bardzo dobrze przygotowana do tej rozmowy. Wie ile mam lat, jaką szkołę skończyłam, za kogo wyszłam za mąż. Wie, że wiem, że byłam adoptowana. Wreszcie mówi wprost: "Myślę, że jesteśmy siostrami."

Zaczyna opowiadać o sobie, o trudnym dzieciństwie z przydomkiem "Najduch", o ciężkim życiu na wsi, spracowanych, już nieżyjących rodzicach, o ukochanej babci. Potem o tym jak założyła własną rodzinę, o mężu, o dzieciach. I w końcu o Nim. O "aniele stróżu" jej rodziny.

"Opiekował się nami wszystkimi, począwszy od babci, poprzez rodziców, mnie i męża, a skończywszy na naszych dzieciach. Babcia nigdy nie ufała żadnemu lekarzowi tak, jak Jemu, do szpitala pozwoliła się zabrać, tylko jak On powiedział, że jest to konieczne. Wielokrotnie bywał u nas w domu. Przyjeżdżał, badał i gadał, osłuchiwał i słuchał, stawiał bańki i nastawiał kości. Był na każde zawołanie, na każdą prośbę. Dawał skierowania do specjalistów, przepisywał lekarstwa, niejednokrotnie na swoje nazwisko, bo wtedy służba zdrowia nie płaciła za leki, a nam się nie przelewało. W ósmej klasie, jak miałam operacje wyrostka osobiście przyszedł na oddział dziecięcy, żeby dodać otuchy moim rodzicom, zapewnił, że będzie mnie operować Jego kolega i że wszystko będzie dobrze... no i było. Potem jak zaczęłam pracować, a rodzice już nie dawali sobie rady ze żniwami, bez żadnego problemu wypisywał mi i mojemu mężowi zwolnienia, byśmy mogli im pomóc. Prosił tylko, żeby mu nigdy nie "ściemniać" i nie udawać choroby. Mojemu najstarszemu synowi załatwił miejsce w klinice wojskowej, w mieście oddalonym o 100 km, jak mały miał zapalenie opon mózgowych, a najmłodszego wysłał do sanatorium w Rabce (co w tamtych czasach graniczyło z cudem). Zawsze uśmiechnięty, cierpliwy, bezinteresowny. Rozmawiało się z nim jak z kumplem, nie jak z "panem doktorem".

Wiesz Zosiu... myślę, że Twój ojciec wiedział, że jesteśmy siostrami. To dlatego zawsze pomagał mojej rodzinie. Nie wiem... może miał wyrzuty sumienia, że pozwolił nas rozdzielić, że nie wziął nas obu. A może chciał podziękować moim rodzicom, za to, że mnie przygarnęli..."

Barbara ze łzami w oczach wyciąga legitymacje ubezpieczeniowe, zaświadczenia, recepty, zdjęcia rentgenowskie, dokumenty. Wszystkie z pieczątkami i podpisami mojego Taty.

Dwa lata później poznałam moją biologiczną matkę. Okazałam się być jej jedynym dzieckiem.

Dlaczego więc mój Tata tak pomagał Barbarze i jej rodzinie?

To proste...
...bo mógł.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
19 listopada 2011, 7:49 przez zosiazile (PW) | Skomentuj (4) | Do ulubionych
Głosów
331
(w tym negatywnych:
13
)
plus Wspaniałe
318