Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Top historii


Pewnego razu jechałam sobie autobusem, który zaczynał swój bieg na przedmieściach Warszawy i jechał do centrum. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach - na początku autobus był zupełnie pusty, ale w trakcie podróży przybywało ludzi. Wszyscy oczywiście jechali do końca trasy - do centrum.

No więc jadę sobie radośnie i ludzi przybywa. Od samego początku trasy stałam przy oknie, gdyż miałam jakąś większą walizkę i tak było mi wygodnie.
Mniej więcej w połowie trasy wsiadło trzech takich, co to w ślepej uliczce nawet będąc we dwóch nie chcielibyście spotkać ani jednego. Co drugie słowo to k* lub h*, tatuaże, ćwieki, itd...
Kilka przystanków dalej wsiadła dziewczyna w zaawansowanej ciąży. W środku duszno, gorąco i widać było że nie czuje się najlepiej. Miejsc siedzących oczywiście brak.

Wówczas tych trzech podeszło do dwóch gimnazjalistek radośnie sobie rozmawiających, oczywiście w pozycjach siedzących. Najpierw grzecznie i delikatnie proszą, żeby zrobiły miejsce ciężarnej. One zaś na to, że nie bo były pierwsze. I taka głupia przepychanka. W końcu ci trzej nie wytrzymali - i najpierw trochę bardziej uniesionym głosem zaczęli obrzucać dziewczyny niezbyt miłymi epitetami i stwierdzili, że kiedyś też będą w ciąży i będą na pewno chciały usiąść. One znowu w śmiech. Wówczas jeden z chłopaków dosłownie podniósł jedna z dziewczyn i wyrzucił z fotela. To samo chciał zrobić z drugą, ale się przestraszyła i sama uciekła.

No i teraz najciekawsze. Poprowadzili ciężarną za rękę na miejsce siedzące, przenieśli jej zakupy i bardzo grzecznie i uprzejmie zaczęli z nią gawędzić - wypytując o maleństwo i czy mogliby w czymś pomóc.

Naprawdę, nie należy się w życiu kierować stereotypami i uprzedzeniami.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
12 stycznia 2012, 22:51 przez misteria (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
206
(w tym negatywnych:
6
)
plus Wspaniałe
200
Było to parę lat temu.
Szedłem sobie ulicami miasta wpatrzony pod nogi.
Nagle jak spod ziemi stanęło przede mną 3 dresów
i wyskakują z tekstem:
- Masz problem?
Ja oczywiście odpowiedziałem, że nie, a oni na to, czy na pewno i jeden z nich podaje mi komórkę i mówi, że wypadła mi z kieszeni.
Jednak są jeszcze wspaniale dresy.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
25 sierpnia 2011, 12:26 przez ~slowik | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
475
(w tym negatywnych:
15
)
plus Wspaniałe
460
Na dworcu w Opolu przysiadł się do mnie pewien pan. Bezdomny, brudny, pierwszym moim odruchem było: uciekać. Powiedział, że ma do mnie wielką prośbę - o co może prosić? Pewnie o pieniądze. Tymczasem pan stwierdził, że skoro czytam książkę, to moge przeczytać i to... i wyciągnął z kieszeni plik kartek. To był list. Długi, czysty, pisany pięknym charakterem pisma, smutny list do rodziny. List, zawierający w sobie wiele żalu, do żony i dwóch synów. List ze wspomnieniami tego, jak ową żonę poznał, jak przyszło na świat każde z dzieci. I o tym, co później, o wojnach z dorosłymi już synami o każdy grosz. Wreszcie o tym, że ich dom zostanie sprzedany za grosze, a tu nic już nie ma... miałam sprawdzić, czy list nie zawiera zbyt wielu mocnych słów. Nie zawierał. Sześć kartek smutnej historii. Na spodzie każdej strony wypisane "verte" - odwróć kartkę.
Niesamowity człowiek. Człowiek, który pracował 40 lat za granicą, by zarobić na rodzinę - a który teraz nie ma nic. Bo nic mu się tu nie należy. Wykształcony, inteligentny. Opowiadział mi o opolskim dworcu i niemieckich pilotach, o tym, że buty Marilyn Monroe robione były przez polską firmę Gabor, i o tym, co łączy lot ptaka i samolotu. I o polskich radnych, którzy są... bezradni. I że pytany w sądzie, z czego żyje, odpowiada, że... z radości życia.
A potem podziękował za pomoc... i poszedł wysłać list. Wrócił jeszcze. Powiedzieć, że chyba da radę jeszcze trochę. I żebym ja też dała.
Widzieliście kiedyś anioła? Ja chyba tak.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
6 kwietnia 2014, 10:54 przez Vyar (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
146
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
146
Opowieść będzie o cudownej ludzkiej bezinteresowności w obliczu piekielnej sytuacji.

Miesiąc temu u Męża mojej Siostry wykryto nowotwór złośliwy.

Za tydzień
idzie do szpitala, żeby przygotować się do operacji i naprawić szkody, które w jego organizmie wyrządzili do tej pory "lekarze specjaliści"...

Dwa dni temu w każdym razie M został poinformowany, że potrzebna jest krew i że dwie osoby muszą zdać, bo tyle mniej więcej będzie potrzebne do operacji. (Rodzeństwo M i ich rodziny to osoby w większości niezdolne do oddawania krwi z powodów takich jak cukrzyca, zakrzepica, niedokrwistość i kilka innych...)

Siostra zadzwoniła więc z prośbą do mnie. Odpowiedź oczywista padła jeszcze zanim zdążyła zadawać pytanie. Więc ja i ona to akurat dwie osoby. Dodatkowo mój Narzeczony wiedząc co się dzieje i że około pół roku temu moje wyniki nie były najlepsze zadeklarował pomoc, ale problem polega na tym, że jest za granicą i wróci dopiero 24 sierpnia, więc nie wiadomo czy zdąży.

Umówiłyśmy się, że pojedziemy dzisiaj.
Po lekkim śniadanku, godzina 8 rano, wsiadłyśmy w samochód i pojechałyśmy. W kolejce już czekało około 20 osób, ale nie szkodzi, mamy czas. Formalności załatwione, zgoda, ankieta, badanie krwi. Najpierw S, potem ja. O tyle o ile z Nią poszło szybko, tak ze mną panie Laborantki miały niezły problem. Otóż - nie dało się u mnie znaleźć żyły. Lewa ręka, potem prawa, obejrzane dokładnie, nawet na łokciach. Od zacisku ręka robiła się sina a ja traciłam czucie, ale nawet palcem nie dało się nic wymacać. W efekcie panie mówią, że nie mogę oddać krwi bo teraz mają ogromny problem, a co dopiero jak będzie mnie trzeba podłączyć do maszyny. Ja w ryk, proszę żeby pobrali ze stopy, że tam mam dużo grubych i widocznych! Ale nie, nie da rady. Stwierdziły niezdolność.

Spanikowałam. Krew jest potrzebna, a to nie jest akt miłosierdzia ale przymus! Muszę oddać i nie ma innej możliwości!

Przez cały czas były otwarte drzwi i kilka osób słyszało co się dzieje. Weszła pani Doktor i pyta dla kogo ma być oddawana krew, chlipię, że dla Męża tej oto Siostry. Na to nagle odzywa się chłopak ok 20 lat i mówi, że mamy się nie martwić, że on pójdzie i odda za mnie. Na to wstaje kolejny i mówi że on też. Łącznie zgłosiło się około sześciu osób. Wtedy już nawet nie wiedziałam, czy płaczę ze smutku czy z radości. Nigdy w życiu bym się nie spodziewała czegoś takiego...

Potem okazało się, że Siostra ma poziom hemoglobiny w wysokości 11.5g/dl, podczas gdy norma wynosi 12 i że od niej też nie mogą wziąć. Siostra wyszła od pani Doktor, usiadła i zaczęła znowu płakać. Naszą rozmowę podsłuchał chłopak siedzący obok. Zaproponował że też odda krew dla M i że zaraz przyjdzie jego kumpel to też mu powie. Po czym zaczął grzebać w kieszeni, wyciągnął paragon z Tesco i poprosił o zapisanie nazwiska. Później kiedy już wychodziłyśmy usłyszałam jak w rejestracji ktoś mówi "ja dla tego pana deklaruję"...

Ciągle na wspomnienie tej sytuacji mam w oczach łzy wzruszenia.

Nie wiem nawet czy w tym zamieszaniu podziękowałyśmy...

Jeżeli ktoś z Was, Waszych znajomych lub rodziny oddawał dzisiaj krew w CK w szpitalu w Głogowie i zgodził się oddać swoją dla Mariusza - chcę bardzo bardzo podziękować w imieniu całej rodziny. Żadne słowa nie wyrażą naszej wdzięczności.
Mariusz jest ojcem pięcioletniej Oli.
Może ta krew nie uratuje mu życia od razu, ale na pewno bardzo wiele ułatwi i sprawi, że znowu będzie miał siłę bawić się z dzieckiem.
Jeżeli ktoś z Was kiedykolwiek oddał krew, dziękuję w imieniu rodzin biorców, którzy być może tak jak my zostali zaskoczeni koszmarem choroby lub wypadku bliskiego człowieka.

Dziękuję!

Pobierz ten tekst w formie obrazka
10 sierpnia 2012, 18:50 przez Gox (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
120
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
120
Moja historia o ludzkiej bezinteresowności na obczyźnie.
Od 6 lat mieszkam w Anglii, pod Birmingham. Mówię dobrze po angielsku. Dojeżdżam
do pracy 3 razy w tygodniu tylko w jedną stronę (z powrotem odbiera mnie mąż) i zwykle mam przy sobie tylko tyle pieniędzy ile potrzeba mi na bilet. Aby dojść na przystanek potrzeba mi około 15 minut i zwykle spieszę się rano (dzieci, śniadanie, lunch do pracy).
Tego ranka byłam bardzo spokojna, opanowana i wszystko szło jak z płatka. Spokojnie doszłam na przystanek, usiadłam i postanowiłam sprawdzić czy mam odpowiednie drobne. I tu szok - zapomniałam portfela: autobus przyjeżdża za 5 min., beze mnie nie będą mogli zacząć pracy i otworzyć firmy, następny autobus będzie za godzinę...odwracam się do kobiety siedzącej obok mnie Angielka którą znam z widzenia, dojeżdża razem ze mną tym samym autobusem) i mówię:
- Zapomniałam portfela z domu..
Ona - przerażona: Och nie!
- Czy jest jakaś szansa aby pożyczyła mi pani pieniądze na bilet, oddam w następna środę?
Ona - Nie mam drobnych ale pobiegnę do bankomatu tylko potrzymaj mi torebkę... i pobiegła.
Wróciła w tym samym momencie w którym przyjechał autobus. Zapłaciłam, oddałam jej resztę i dołożyłam jeszcze owocowego batonika na lunch, dziękując bezustannie. A ona? Wysiadając z autobusu jeszcze podziękowała mi za batonika... Uratowała mnie, zrobiła przysługę mojej firmie a dziękuje za batonika.
Jestem jej nieustannie, niezmiernie wdzięczna.

Oczywiście pieniądze oddałam...

Pobierz ten tekst w formie obrazka
6 czerwca 2013, 22:44 przez ~kropelka | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
66
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
66
Mam 21 lat, a historia zdarzyła się około rok temu.

Biegałem sobie po parku w godzinach 14-15. Postanowiłem wstąpić do
sklepu po wodę. Po krótkim odpoczynku schowałem do kieszeni portfel, w który miałem włożony dosyć drogi telefon i zacząłem wracać do swojego mieszkania, czyli jakieś 2km. I na miejscu okazało się, że nie ma portfela, co za tym idzie, nie mam komórki. Spocony i zdenerwowany szybko się przebieram i wsiadam do samochodu i jadę pod sklep. Zgubiłem go podczas biegu. Zmieniam kierunek i lecę do operatora zablokować kartę, w dodatku nie miałem blokady żadnej w telefonie, czyli ktoś mógł sobie w nim grzebać. Następnie pędem na policję zgłosić zgubę, a tam dowiaduję się, że ktoś już u nich był, po chwili dostaję swój telefon do ręki i zgłaszam, że nie mam portfela, a panowie mówią, że się tym zajmą. Niezwykle szczęśliwy wsiadam do samochodu i sprawdzam telefon. Na notatce miałem wypisane, cytuję:

"Zadzwoń po portfel ;) xxx"

Tam gdzie jest "xxx" był numer telefonu nieznajomego. No to teraz odblokować kartę...
Następnego dnia o godzinie 10 z haczykiem dzwonię pod numer i słyszę damski głos. Umówiliśmy się na 12 w tym samym parku. W takim razie o godzinie stawiam się na miejscu. Podchodzi do mnie młoda i piękna kobieta, która była świeżo po 20. Po przywitaniu się i zdaniu relacji z samopoczucia dostaję mój portfel. Oczywiście sprawdzam, czy czegoś nie brakuje mimo że nieznajoma zapewniała, że niczego nie ukradła. I miała rację. Wyciągam stówę i zaczynam jej dziękować, ale ona chciała się tylko przespacerować. "Spacerowaliśmy" tak i gadaliśmy jakieś 3 godziny. Pragnę jeszcze wspomnieć, że w owym portfelu nosiłem tylko 1300zł! Naprawdę podziwiam ją, jak się okazało Sylwię ;) Żeby takich ludzi było najwięcej! TO NIE JEST TRUDNE, NIE BĄDŹMI EGOISTAMI.

PS.
Dzisiaj się zaręczyliśmy ;)

Pobierz ten tekst w formie obrazka
13 kwietnia 2014, 0:30 przez Misteriuz (PW) | Skomentuj (1) | Do ulubionych
Głosów
210
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
210
Pracuję w dość dużym warsztacie samochodowym, jako elektronik. Przychodzi do nas co jakiś czas pan Rysio. Pan Rysio jest osobą bezdomną, pragnę zaznaczyć, że nie jest to żaden menel tylko po prostu, ma sytuację taką jaką ma. Owy Pan Rysio pojawia się u nas zawsze co roku, na zimę, pozwalamy mu posiedzieć, zawsze poczęstujemy ciepłą herbatą, damy coś zjeść, w zamian Pan Rysio zawsze nam coś pomoże, a to wyczyści narzędzia, a to coś przytrzyma, a to coś poda.
Dzisiaj do naszego warsztatu wbiegła zapłakana kobieta, krzycząc, że jakieś żulidła ukradły jej torebkę i czy nie wiemy gdzie pobiegli. W tym momencie wstał pan Rysio i poprosił żeby ich opisała. Mina Pani średnia, ze względu na mało higieniczny wygląd Pana Rysia, no ale cóż wytłumaczyła mu, a on odwdzięczył się uśmiechem i gdzieś wyszedł. Nie minęły 2 minuty wraca Pan Rysio, pod pachą torebka. Mina pani bezcenna, przerażona jednak pełna wdzięczności. Chciała dać panu rysiowi parę złotych "znaleźnego" jednak Pan Rysio powiedział, że wystarczy mu, że mógł komuś pomóc. Nie wiemy do teraz jak tego dokonał jednak narzuca się jedna myśl - nie oceniaj książki po okładce.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
30 grudnia 2011, 0:10 przez Skipper (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
237
(w tym negatywnych:
4
)
plus Wspaniałe
233
Historia, która spotkała mnie ponad 3 tygodnie temu skłoniła mnie do opisania i założenia konta na Wspaniałych.

3 tygodnie temu
byłem zmuszony udać się do najbliższego sklepu całodobowego oddalonego o ponad 3 km. Tak więc długo nie myśląc zabrałem kask, dokumenty i w drogę na skuterze, a że pogoda jest jaka jest i na drogach ślisko jechałem dość uważnie i wolno by nie spowodować wypadku, a co gorsza nie zrobić komuś krzywdy - no ale zawsze to szybciej niż pieszo taki kawał.

Podczas drogi mijały mnie samochody, aż trafił się on. Zjechał na mój pas (drogi z jednym pasem w każdym kierunku ruchu). Pomimo hamowania na nic się to nie zdało, co prawda koła stały ale lód robi swoje, jednak jechałem coś około 15-20km/h, pojazd z naprzeciwka jechał z o wiele większą prędkością i coraz bardziej się do mnie zbliżając zmieniał pas, a to na swój, a to na mój. Nagle zobaczyłem jego samochód jakieś 1,5 m od kierownicy skutera, a ułamek sekundy później poczułem silne uderzenie, chwilę później znalazłem się na przeciwnej stronie ulicy ze skuterem na mnie, a nie jest on lekki jak większość, ale waży on ponad 130 kg. Nie mogłem wstać, czułem silny ból i widziałem tylko jak z kasku i spod mojego ciała wypływa krew.

Nikt się nawet nie zatrzymał i nie mówię tu o pojazdach, pieszych było na prawdę dużo, niektórzy się oglądali i szli dalej. Ja nie byłem w stanie wydusić słowa.

I tu zdarzył się cud, podjeżdża samochód, wychodzi dwóch dresów na oko koło 190cm wzrostu (ale z dołu ciężko określić). Ściągnęli ze mnie skuter i spytali czy dam radę wstać, ja tylko wydukałem pod nosem że nie mogę się ruszyć, ledwo skończyłem dukać, a jeden z nich już miał telefon w ręce i zadzwonił po pogotowie. Karetka przyjechała dość szybko, chociaż mnie to dłużyło się niemiłosiernie. Okazało się, że mam złamane żebro, bark, pękniętą czaszkę i zmasakrowaną twarz, oraz pękniętą nogę i kilka ran otwartych i powbijane części. Kiedy zatamowali mi krew płynącą niczym z kranu. I już się trochę uspokoiłem powiedziałem całą historię. Jeden z dresów zadzwonił po kolegę by ten zabrał skuter, a oni zaś udali się w dalszą drogę przy jakieś dość głośnej muzyce.

Ja podczas drogi do szpitala straciłem przytomność i obudziłem się w szpitalu po kilku dniach. Potem dowiedziałem się, że jestem po operacji, a jeszcze 5 minut na tej ulicy i bym się wykrwawił. A Zapomniałem dodać. Leżałem tam około 10 minut.

Morał z tego taki, że dres potrafi być bardziej ludzki od zwykłego obywatela.

A im strasznie dziękuje, bo gdyby nie oni, to rodzice zamiast przyjechać do szpitala, to przyjechali by do kostnicy. Tą historię opisał bym wcześniej, no ale dopiero dziś puścili mnie do domu.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
25 stycznia 2012, 22:19 przez BlackDeathAngel (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
201
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
201
Historia o tym, jak jeden mały gest może poprawić humor.
Kilka lat temu szłam sobie przez miasto L. Nie pamiętam
kto i czym mnie zdenerwował, ale po prostu ze złości dym mi uszami wychodził i miałam w oczach chęć mordu. Chciałam na kogokowliek nawrzeszczeć, wyżyc się. Szłam chodnikiem wzdłuż budynków, a z naprzeciwka szło dwóch chłopaków wesoło rozmawiając i się śmiejąc. Byłam taka wściekła, że nie miałam zamiaru przesunąć się aby ich ominąć. Chciałam żeby to oni ustąpili mi. Czekałam tylko na moment kiedy "zachaczymy" się barkami. W głowie miałam juz plan jak ich będę wyzywać, że nie umieją chodzić.
I tak się stało. Lekko się musnęlismy ramionami i ja od razu z tekstem:
[J] - Jak chodzisz?!
A [ch]łopak w tym samym czasie powiedział:
[ch] - Sorry.
[J] - No właśnie! - wnerw na maxa, mord w oczach, a chłopak:
[ch] - Też Cię kocham! (z taaaaaakim bananem na ustach)
[J] - A ja Ciebie nie! (jeszcze zła)
A chłopak odwracając się przesłal mi całusa. W tym momencie cała złość ze mnie wyparowała. Stanęłam jak wryta i zaczęłam się śmiać. Stałam i się śmiałam długą chwilę, bo nie mogłam się opanować. Chłopak jeszcze się obejrzał i chyba był zadowolony, że mnie rozśmieszył.
A ja miałam już super humor przez resztę dnia.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
27 stycznia 2012, 8:38 przez aaggaazz (PW) | Skomentuj | Do ulubionych
Głosów
101
(w tym negatywnych:
0
)
plus Wspaniałe
101
Moja mama czekała kiedyś na pociąg. Na dworcu podszedł do niej jakiś żebrak i poprosił o pieniądze na coś do jedzenia. Mama myślała że to ten z tych co chcą kasę na piwo, jednak postanowiła dać mu parę groszy. W portfelu miała najdrobniej 10 zł. Dała mu je, a żebrak podziękował i poszedł.
Chwilę później żebrak stanął przed moją mamą z kilkoma bułkami. Wrócił by oddać jej resztę. Jeszcze raz podziękował i szczęśliwy odszedł.

Pobierz ten tekst w formie obrazka
24 sierpnia 2011, 0:01 przez ~domikdomik | Skomentuj (2) | Do ulubionych
Głosów
611
(w tym negatywnych:
13
)
plus Wspaniałe
598