Był grudzień 2010r. Zima paskudna, śniegu po pas, 20 stopni mrozu. Pociągi poopóźniane, że najstarsi kolejarze większego bałaganu nie pamiętają.
Zdarzyło się, że musiałam skorzystać właśnie z usług PKP. Po dotarciu na dworzec okazało się, że pociąg ma dwie godziny poślizgu. Czekało nas tam siedem zupełnie obcych osób. Wspólne nieszczęście sprawiło, że wkrótce żartowaliśmy z sytuacji jak najlepsi znajomi, dygotaliśmy skupieni w ciasne kółeczko (choć trochę cieplej), ktoś miał w torbie ciastka, dwie osoby wyjęły termosy z gorącą kawą, którą wypiliśmy ze wspólnych kubków. I o dziwo nikt nie narzekał, nie odgrażał się, jak to on niebo i ziemie poruszy, bo "co to za dezorganizacja w tym kraju".
Mimo wszytko to był dobry dzień.
Zdarzyło się, że musiałam skorzystać właśnie z usług PKP. Po dotarciu na dworzec okazało się, że pociąg ma dwie godziny poślizgu. Czekało nas tam siedem zupełnie obcych osób. Wspólne nieszczęście sprawiło, że wkrótce żartowaliśmy z sytuacji jak najlepsi znajomi, dygotaliśmy skupieni w ciasne kółeczko (choć trochę cieplej), ktoś miał w torbie ciastka, dwie osoby wyjęły termosy z gorącą kawą, którą wypiliśmy ze wspólnych kubków. I o dziwo nikt nie narzekał, nie odgrażał się, jak to on niebo i ziemie poruszy, bo "co to za dezorganizacja w tym kraju".
Mimo wszytko to był dobry dzień.
pkp
Komentarze